niedziela, 28 sierpnia 2016

napastowanie seksualne

Częścią moich warsztatów tak dla mam jak i dla młodzieży był temat przemocy seksualnej i napastowania, co niestety jest tu bardzo dużym problemem. Kwestia ta jest wciąż jeszcze dużym tabu. Kobiety nie walczą o swoje prawa i dają przyzwolenie na czasami na nadużycia, a mężczyźni nie widzą w swoim zachowaniu nic złego. Sama padłam ofiarą przekroczenia linii przyzwoitości jednego z asystentów prokuratora. Nie dojść, że ten prawnik w godzinach pracy przyjechał niezapowiedzianie do comedoru, naciskając mnie na wspólne wyjście i zalewając masą niezręcznych pytań to jeszcze kłamał mi w żywe oczy co do swojego wieku etc. Po tej nieoczekiwanej i niezręcznej wizycie miałam ochotę zwymiotować. Jak już nawet pracownik prokuratury jest pozbawiony oporów to co dopiero zdemoralizowany rybak. Zastanawiałam się przez parę dni jak rozwiązać tę kwestię i co będzie z większym pożytkiem dla mnie i nie wpłynie negatywnie na sprawy prawne mamy z naszego comedoru. Ostatecznie podjęłam decyzję, żeby złożyć zażalenie u jego przełożonego. Jako osoba zachęcająca i uświadamiająca kobiety aby się szanowały i walczyły o swoje prawa muszę być spójna w tym co mówię i w co wierzę. Moja sprawa oczywiście, zostałaby zapomniana i przeszłaby przez echa, na szczęście Pan Bóg zesłał mi znajomego prawnika o wysokiej pozycji, który poszedł ze mną dopytać na czym stanęły sprawy postępowania dyscyplinarnego wobec pracownika i ja mogę spać spokojnie. Mój honor został zwrócony, a ten asystent, prawie pięćdziesięcioletni mężczyzna, mam nadzieję wyciągnie wnioski na przyszłość- jak traktować kobiety z szacunkiem.

sobota, 27 sierpnia 2016

Plagi egipskie

Człowiek ma niewdzięczną naturę. Jednego dnia przychodzi do mnie dziewczyna, że ją boli noga. Coś ją ugryzło jakby komar ale nie swędzi tylko boli- to ukąszenie pająka. Jeśli nie sprząta się domu w oka mgnieniu powstają tu pajęczyny, pająki może nie są bardzo jadowite, ale ból utrzymuje się kilka dni.


 Jedna mama opowiadała o pladze myszy w jej domu. rozpanoszyły się tak, iż wchodziły nawet pod moskitierę i pogryzły córce ucho.
Inna mama opowiadała jak córka narzekała, że coś dziwnego słyszy w materacu. Okazało się, że myszy miały tam swoją norkę i tak się rozmnożyły, że jedyną opcją było spalenie materaca. Bez urazy dla miłośników gryzoni.
Myszy, szczury,mrówki, pająki, karaluchy i komary- to główni odwiedzający domy moich dzieci. Jak myślę o tym iż każdy człowiek potrzebuje wytchnienia, komfortu i bezpieczeństwa, tutaj nawet we własnym domu często tego nie ma to co się dziwić iż niektórzy cierpią tu na permanentne znużenie i przemęczenie. Jak nie gryzonie i insekty to hałas sąsiadów puszczających muzykę na całą ulicę. Jak bardzo różni się to od naszych Polskich/Europejskich domów gdzie wszystko aż się błyszczy i można przysłowiowo “jeść z podłogi”. Kilka komarów pogryzie dziecko i już wielka panika i wizyta u lekarza.

...I wieczne narzekanie, że my Polacy musimy jeszcze tyle nadrobić gospodarczo, ekonomicznie bo jesteśmy w tyle za zachodem. Ja jakoś nie widzę, żebyśmy byli tak w tyle za zachodem, Iquitos z drugiej strony to już zupełnie inna historia...

sobota, 20 sierpnia 2016

Siostro narysuj mi żyrafę

Zaskoczeniem zeszłego tygodnia było dla mnie to jak czwórka maluchów, z którymi bawiłam się w zeszłym roku, pamiętały co któremu narysowałam i wymusiły na mnie, żebym im narysowała żyrafę, krokodyla, lwa i słonia. Cała banda maluchów mnie otoczyła i cierpliwie czekała, aż spod mojego ołówka wyjdzie żyrafa z resztą afrykańskiej sawanny. Ich pamięć i szczegóły naszego wspólnego rysowania z zeszłego roku zaskoczyły mnie. Jest to zdumiewające jak istotne jest wspólne spędzanie czasu.To co dla mnie może być średnio porywające, dla malucha może być najważniejsze w danej chwili. Pamiętam, że to kilkugodzinne zajmowanie się 6osobową grupą przedszkolaków dla mnie było bardzo męczące. Każde z nich co rusz przychodziło z pytaniem, albo jedno przez drugie mówiło. Ich wspomnienia jednak z tamtego popołudnia są jednak baaardzo różne od moich I to chyba najważniejsze.... :)




Tegoroczne wyklejanie z Etsonem, Caroliną i Moisesem

niedziela, 14 sierpnia 2016

Wszawica

Z czym wiąże się pomoc drugiemu człowiekowi? Doświadczenie I obserwacje jakie mam(choć nie chciałabym uogólniać) są następujące.
Widzę u innych chęć pomocy drugiemu człowiekowi o tyle o ile nie będzie to pomagającego zbyt wiele kosztowało, czy czasu, czy poświęcenia czy zdrowia i wysiłku. Takie podejście jest raczej egoistyczne i mijające się z istotą terminu pomocy.
Pomoc nierozerwalnie wiąże się z ofiarnością, ofiara z poświęceniem, a poświęcenie z kosztami.
Koszty mogą przybierać wiele form własnego czasu, sił, zapomnienia o własnej wygodzie czy ewentualnej utraty lub uszczerbku na zdrowiu.
Pytanie teraz dlaczego ten wpis zatytułowałam “wszawica” ?
Comedor nie jest miejscem, które gromadzi uprzywilejowane, wymuskane i “wychuchane” dzieci. Większość z nich jest regularnie odrobaczana, przynoszą wszy, a rodzice nie dbają o ich czyste ubrania. Jedna z naszych dziewczynek, nie z własnej winy lecz z racji miejsca gdzie mieszka i kuzynostwa, które wiecznie jest zawszawione, zaraziła i mnie. 
Ktoś może pomyśleć- ohyda! mogłaby sobie darować taki wpis. Wydaje mi się jednak, że jest to ważne pokazać, iż wychodzenie z własnej wygody i wchodzenie w świat tych bardziej potrzebujących wiąże się z tym, że przytulę i wycałuję malucha, który tej miłości potrzebuje, nie zważając na to czy coś na mnie przeskoczy czy nie załapie jakiegoś robaka. Nie mówię, że i mnie to nie brzydzi, ale wydaję mi się, iż na tym właśnie polega przekraczanie siebie. Dziecko nie jest winne, temu, że rodzice niedopełnianą swych obowiązków lub ze względu na biedę mają ograniczone możliwości. Dla dziecka bardzo dotkliwym jest odtrącenie przez rówieśników,  jak w przypadku małej Marii, przezywanej “Wszawica” i odtrącanej przez inne dzieci. 
Jak to mój Peruwiański znajomy mówi: problemy są po to, żeby je rozwiązywać; dlatego też tak ja jak i mała Maria poddałyśmy się odwszawianiu i nasze włosy lśnią pięknie- a problem został rozwiązany. 
 
 
Kolejnym moim wyzwaniem jest mama chorująca na gruźlicę. Zakażenie następuje drogą kropelkową, a ja nie wiedząc witałam się z tą panią uprzejmościowym pocałunkiem w policzek. Moje postanowienie następnego spotkania to zmiana formy przywitania.


sobota, 13 sierpnia 2016

Uśmiech biednych trzeciego świata jest mylnie rozumiany

Często spotykam się, ze następującym stwierdzeniem: ludzie z tych biednych krajów są tacy uśmiechnięci, cieszą się tym co mają, podczas gdy my utraciliśmy tą zdolność ze względu na dostatek w jakim żyjemy. 
Ja zgłębiam tu zupełnie inne znaczenie tych uśmiechów. Poznaje je w trakcie warsztatów, rozmów z innymi misjonarzami i zasłuchaniu w to co mówią mi tutejsi ludzie.
W Iquitos panuje ogólna reguła, która wyszła w trakcie czterech różnych warsztatów z bardzo różnymi grupami, a mianowicie mówi ona, iż nie należy pokazywać po sobie swoich problemów i smutnej miny, a na ulicę należy wychodzić z uśmiechem. Dlatego też nie tak łatwo jest wyciągnąć prawdę o pewnych problemach, gdyż odgórna zasada społeczna na to nie przyzwala.
Następną funkcją uśmiechu, a jest to szczególnie informacja dla turystów, którzy czasami jak małpom, robią zdjęcia ludziom na ulicy(polecam wysuwany obiektyw, aby uszanować prywatność i godność innych); ten uśmiech jest sztuczny i przyklejony, często wyraża bardziej grymas i to iż ten “biały” bierze mnie za małpę w cyrku. 

 córeczki Pani, spędzającej 2tygodnie w domu rekolekcyjnym podczas szkolenia dla dwujęzycznych nauczycielek z wiosek na rzekach
 
Kolejną funkcją jest mechanizm obronny lub radzenia sobie z ciężką, otaczającą rzeczywistością. Życie, problemy i przetrwanie łączące się z permanentnym balansowaniem na linie barku pieniędzy i biedy, co powoduje, że tak chętnie ludzie tu szukają powodu do chwilowego zapomnienia i śmiechu. Ilość i kumulacja ciężkich doświadczeń i nieszczęść przewyższa tu znacznie momenty radości, szczęścia i spokoju.

środa, 10 sierpnia 2016

Nie potępiając złodzieja

  Nie potępiając złodzieja. W niedzielę jeden z nastolatków przyszedł w nowych butach. Zaczęłam drążyć temat skąd wziął na nie pieniądze bo wiem, że sytuacja finansowa w domu zbyt wesoła nie jest. Pomagał koledze w pracy… ale nie chciał powiedzieć jakiej. W końcu po moim przedstawieniu faktów i zaznaczeniu tego, iż nie chcąc powiedzieć skąd te pieniądze wziął budzą się we mnie podejrzenia czy to nie była kradzież. No i trafiłam w samo sedno. Pomoc w pracy znajomemu oznaczała pomoc w kradzieży motoru, za co wpadło mu 100soli. Szczęściem w nieszczęściu było to, iż przyznał mi się do tego. Zastanawia mnie tylko jedno czy w tym domu na prawdę wszyscy tak serdecznie innych mają w nosie, iż nie zastanawiają się skąd syn ma parę nowych butów.
Dla mnie niedziela z taką informacją była dość obciążająca. To pierwsza tego typu sytuacja jak dotąd i nie spodziewałam się tego. Z drugiej strony też rozumiem te dzieci, kradzież jest częsta, oszukiwanie, kłamanie, które widzi się zaczynając od domu. Każdy chce mieć jakieś fajne spodnie, markowe buty i nie zastanawia się nad tym, że jego fajny ciuch jest za cenę czyjegoś cierpienia.
Jak tak z nim wczoraj rozmawiała, a miałam iść właśnie do spowiedzi, pomyślałam: siedzimy  sobie dwójka grzeszników na ławce i oboje przekroczyliśmy Boże przykazania- kim jestem żeby Ciebie pouczać czy osądzać.
 
Dziś czeka nas rozmowa z rodziną i mam nadzieję, że spotkanie to przyniesie dobre owoce i pomoże temu chłopakowi trzymać się na dobrej ścieżce.

czy Iquitos jest niebezpieczne?

Czy Iquitos jest niebezpiecznym miejscem? Im dłużej się spędza tu czasu, słucha ludzi i ogląda wiadomości lub czyta gazety to człowiek może mieć wrażenie, że ataku spodziewać się trzeba na każdym kroku. Dziś w trakcie warsztatów jedna mama, która mieszka poza Iquitos, na drodze prowadzącej do Nauty(innego miasta), opowiadała jak już dwa razy ją napadnięto. Ja poczułam się trochę winna, gdyż jeden raz miał miejsce w drodze powrotnej z pierwszego warsztatu przeze mnie prowadzonego. Została zepchnięta z motoru z mężem i dzieckiem, męża jeszcze pobito, żeby oddał portfel. Cała trójka ma blizny po tym upadku i napadzie. Ta skrajna bieda, niebezpieczeństwo czyhające i nadchodzące niespodziewanie z różnych stron, to codzienność tych mam. Czemu tu się dziwić, że nieporadne, bez potrzebnych narzędzi uciekają w uciechy codzienności. Bo im dłużej się patrzy i obserwuje to nic jak bingo i seks nie przynosi chwili odetchnięcia, szczęścia i zapomnienia.

Jeśli o mnie chodzi to nie widziała, ani sama nie uczestniczyłam w żadnej potencjalnie groźnej sytuacji... zawdzięczam to z pewnością ilości modlitw anonimowych osób, którzy wiedząc o moim wyjeździe otaczają mnie duchową- modlitewną opieką.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Co brakuje Jezusowi?

Wzruszenie ostatniego piątku. Siedzę wieczorem w Comedorze przy 5letnim Yohanie czytając książkę, moja zakładka obrazek Jezu ufam Tobie leży na stole. Yohan z zainteresowanie bierze obrazek do ręki i mówi: Ja wiem kto to jest. Pytam: Tak, kto? Odpowiada: to Bóg. Ale mu brakuje… dopytuję: Co mu brakuje? Malec odpowiada: Brakuje mu krzyża.
Mały 5letni Yohan choć nawet nie wiem czy ochrzczony zgłębia tak ważną prawdę teologiczną, że nasza wiara katolicka jest nierozerwalnie złączona z krzyżem, Jezus jest złączony z krzyżem. A każdy, kto prawdziwie chce za nim iść i go naśladować, ma brać krzyż swego życia, codzienności, problemów… 

niedziela, 31 lipca 2016

spóźnieni kochankowie i obiad w domku na palach

Dzisiejsza niedziela była dla mnie jak wisienka na torcie. Dzień zaczął się jak zwykle. Msza święta o 7rano dziećmi z comedoru, potem ich katechezy, a następnie moje warsztaty z wolontariuszami. Po zakończeniu pracowitego przedpołudnia o 12 pojechałam na obiad do znajomej rodziny. Spędzenie popołudnia z tą rodziną dzielenie jedzenia, przyjęcie tego co mają, czym się ze mną podzielili, bycie w tym domu między nimi było wspaniałym doświadczeniem. Jest to jedyna rodzina w Iquitos jaką dotąd poznałam, która żyje tak ewangelią. Szczerze mówiąc to i w Polsce znam niewiele takich rodzin gdzie to mąż jako głowa domu ma tak wielką wiarę i pragnie ewangelizować, i mówić ludziom o Chrystusie. Sam nawrócił się i choć nie był na początku przykładnym mężem i ojcem, tak jak większość tutejszych mężczyzn upijał się. Jak słuchałam go jak z otwartością przyjmuje słowa Pisma Świętego, jak otwiera się na Ducha Świętego żeby w nim działał, go pouczał, to sama czułam się jak na rekolekcjach.  Doszedł sam z "żoną" krok po kroku do wniosku, że nie mogą tak dalej żyć i że do pełni szczęścia potrzeba im sakramentu- Bożego błogosławieństwa. Jak sam Marden powiedział, że nie chce dalej żyć w grzechu i jak może mówić o Bogu skoro brakuje mu tak ważnego sakramentu. Mówił:skoro mam chrzest, komunię i bierzmowanie to co mnie wstrzymuję, a czuję się niegodny ewangelizować bo na ile mój przykład może być wiarygodny.
To niesamowite znając tutejsze realia i to jak ludzie bardzo się "boją" sakramentalnego małżeństwa, a tu ktoś dochodzi sam do tego wniosku. Zresztą patrząc ogólnie na osoby, które zawierają sakrament małżeństwa w Polsce, ile z nich głębiej zdaje sobie sprawę kim jest dla mnie Bóg i jego zamysł co do małżeństwa i jego nierozerwalności w sakramencie.



W Iquitos ludzie nie potrafią planować, zarządzać pieniędzmi, myśleć perspektywicznie, są bardzo impulsywni wręcz popędowi. Można sobie wyobrazić problemy takiego społeczeństwa, zresztą wiele z nich już przytaczałam. Jednym z problemów uniemożliwiających godniejsze życie to przepijanie pieniędzy, nieumiejętność planowania swoich wydatków czy złe wydawania tego co mam. Rodziny, które są przy Bogu wyróżniają się tu często właśnie lepszym poziomem życia. Nie mówię tu w kategoriach lepszego samochodu, bo cały czas poruszam się w obrębie najbiedniejszych dzielnic i domków na palach. Jednak jak Marden powiedział: ludzie myślą, że mamy pieniądze a to nie prawda, mówię im że jakby się nie upijali to mieliby na co innego. I to jest właśnie kluczowe, to co wyróżnia Marden spośród tutejszych ojców to fakt, że nie pije, nie zdradza żony, nie bije dzieci, kocha je i im to okazuje, spędza z nimi czas i odrabia zadania, modlą się wspólnie jako rodzina i czytają wspólnie Pismo Święte.Ojciec, który kocha i szanuje swe córki- kobiety, to diament w tutejszej społeczności. A jego żona, no cóż co można powiedzieć o kobiecie, która znosiła upadki swojego męża przez kilka dobrych lat? Mogła się z nim rozstać, a twardo z mamą trwała przy Bogu… no i jak widać prośby zostały wysłuchane… dla Boga nie ma bowiem nic niemożliwego… Bądź pochwalony Bożę w twej bożej mądrości, którą udzielasz Mardenowi i Violetcie, o ileż jest ona cenniejsza od intelektu… I dziś ta rodzina może cieszyć się sobą, miłością i Bogiem.
A ja zyskałam wspaniałych znajomych, którzy uchylają mi rąbka swojego świata i pozwalają wejść do swojego życia, posłuchać historii rodzinnych, a w niedziele zjeść rybę z ryżem i gotowanym bananem, z okna domu podziwiając zakola Amazonki.

czwartek, 28 lipca 2016

dzieci niczyje

Dzieci niczyje... niby mają rodziców, ale nikt się nimi nie zajmuje, nikt o nie nie troszczy, nie martwi. Dziś poszłam namierzyć ojca, który ma w Comedorze dwójkę dzieci i jest nieuchwytny. Kolejny raz pocałowałam klamkę, o po 19 godzinie znalazłam dzieci biegające samopas. 8 letnia Sumiko zaczęła pomagać mi szukać swojego 6 letniego brata. Znalazłyśmy Yohana w chmarze dzieci wybiegającej z ciemnego zakątka z metalową rurą w ręce. Mały był zupełnie zdezorientowany, pytając co ja tutaj robię. Obraz dzieci niczyich... Ale czy trudno im się dziwić. co mają robić same w brudnym, śmierdzącym pokoju, który ojciec wynajmuje i dzieli z dziećmi. Całymi dniami jest w pracy, a po pracy często ulatnia się z domu, zostawiając dzieci same. Czekając tak na niego razem z małą Sumiko, zobaczyłam z głębi holu wyłaniające się dwie postaci mężczyzn. Już sam wygląd pierwszego był taki, że za wygląd dałabym mu 3 lata więzienia. Obleciał mnie strach. Cicho i pusto na ulicy, zupełnie ciemno.... i ja naiwna Polka. Jak tylko zobaczyłam swój lęk, to zaraz w mojej głowie pojawiła się myśl: co dopiero jakbym miała być 8 latką mieszkającą w takim miejscu, jak musi czuć się Sumiko?

Ktoś czytając to mógłby pomyśleć: powinno się odebrać takim ludziom dzieci. Cóż nie jest to takie proste, sądy tu uważają, że jeśli dzieci mają jakiegoś rodzica to z tym rodzicem maluchy powinny się wychowywać. Choć wychowywać to chyba zbyt dużo powiedziane, gdyż rodzice funkcji wychowawczej tu nie spełniają. Skrajne przypadki maltretowań czy wykorzystań kończą się odebraniem dziecka rodzicom. Jednym z problemów społecznych, jakie tu obserwuję to brak więzi rodzinnych. Rodzice i dzieci dom traktują jak hotel, nikt ze sobą nie rozmawia, domownicy nie znają się, każdy jak kot chodzi swoimi ścieżkami. Dzieci dorastające w takiej atmosferze braku miłości, zainteresowania ze strony opiekunów wiadomo, że będą szukać akceptacji poza domem... no i tu zaczynają się problemy nadużyć, przestępstw czy problemów z uzależnieniami.

siesta z 3 letnim Mojżeszem (Moises), który mieszka w niebezpiecznej części Belen....

niebezpieczne zakątki Belen

Peru obchodzi swoje święto niepodległości, z tego powodu również nasz Comedor jest zamknięty. Korzystając z okazji poprosiłam nasze kucharki, żeby zabrały mnie w zakątki targu Belen(jedna  z dzielnic Iquitos), w jedno z bardziej niebezpiecznych miejsc miasta. Wiele osób nie zapuszcza się tu po zmroku. W ciągu dnia natomiast bardzo tam kradną, dlatego wzięłam Elizabeth i nieustraszoną Gracielę, która jest postrachem swojej ulicy. Na pewno musiałam przykuwać uwagę bo przez godzinną wędrówkę po tej „najciemniejszej” części targu nie spotkałam nikogo z turystów. Kucharki oprowadziły mnie też po miejscach, gdzie kupują jedzenia do Comedoru. Na sprzedaż jest tu wieeele, ze zwierząt były tylko żółwie wodne i papużki, kiedyś sprzedawano nawet leniwce. Nie wiem czy to kwestia większego rygoru i policyjnych nagonek czy po prostu nie było sezonu na „misia”.
***Dla ciekawskich Belen znaczy Betlejem.

Elizabeth z papużką 

żółwi nie dostanie się już w restauracji, ale na targu jak najbardziej...

Ten kto chce lepiej zrozumieć realia życia ludzi z Iquitos, moich dzieci, musi wejść w te miejsca które dla nich są codziennością. Wsłuchać się w zgiełk uliczek, obserwować ludzi, wsłuchiwać się o czym rozmawiają, co kupują, czym żyją. Graciela zwróciła mi uwagę, żebym miała się na baczności gdy przechodził koło mnie złodziej. Ja nie zdawałam sobie nawet sprawy choć sama jestem dość czujna, zapytawszy jej po czym go rozpoznała, powiedziała mi, że ona to widzi po sposobie ich poruszania się i zachowaniu. Dynamika ruchu ulicznego jest tu inna niż w Europie.


 mała nie była na sprzedaż ;)

W Comedorze jest jedna rodzina 3,6 i 9lat, która mieszka właśnie w tej okolicy. Oczywiście odpowiedź jest prosta- wynajem tutaj jest bardzo tani bo i nie ma tylu chętnych- raczej Ci, których zmusza do tego ciężka sytuacja finansowa wynajmują tu lokum. Im dłużej patrzę na te domy, im dłużej słucham historii rodzinnych.... tym bardziej wzrasta we mnie wdzięczność za miejsce gdzie mogłam się urodzić, za rodziców jakimi obdarował mnie Bóg, za możliwości i lekkie życie. Patrząc na nich, byłabym ostatnią egoistą i niewdzięcznicą narzekając na jakieś problemy mojego bytowania. 

Jestem Ci wdzięczna Boże.....


sobota, 23 lipca 2016

Nadużycia seksualne

To co jest tu codziennością to wykorzystywanie i przemoc seksualna zaczynająca się od werbalnej, reklam, piosenek, programów ociekających kultem ciała i zdradami i romansami(miłość na zawsze trwająca 5 minut). Nie ma dnia żeby ktoś nie cmoknął jak przechodzę, nie gwizdał albo nie zrobił jakiegoś komentarza na temat mojej osoby- w momentach jak jestem zmęczona i nie mam sił na ignorowanie i przywdzianie skorupy obojętności, zalewa mnie fala wściekłości i nerwów, tak że najchętniej jakbym mogła to bym przyłożyła takiemu zbereźnikowi. Jak w ogóle jakiemuś staremu śmierdzącemu przepoconemu kolesiowi w ogóle może przejść przez myśl, że docenię jego komentarz lub byłabym nim zainteresowana. No właśnie w tym problem, bo wątpię, że w ogóle cokolwiek myślą. Ludzie tu są bardzo impulsywni, wręcz popędowi. Więc dają upust temu na co mają ochotę w danym momencie bardzo często więc kolokwialnie rzecz biorąc „spuszczają się słownie” wylewając cały brud sprośnych słów i myśli na mnie czy inne kobiety.
W tym tygodniu wstrząsnęła nami wiadomość o gwałcie 11 letniej dziewczynki na tyłach szpitala, który jest ode mnie 5minut piechotą. Facet przywiózł ją z innej części miasta, trudno powiedzieć czym nakłonił dziewczynkę żeby z nim pojechała. Na kamerach, które założyli w szpitalu 2 tygodnie wcześniej zarejestrowano jego, choć twarzy zbytnio nie widać. Poszukiwania trwają...
Gwałt nieletnich jest tu bardzo częsty, niestety widzi się to często jako powód do wstydu dla rodziny i sprawy nie zgłasza się na policję. Często też kobiety kryjąc swoich partnerów, lub przestępcy seksualni twierdzą, że to ONA mnie uwiodła (mówiąc o 13-15 latkach).
Pomimo tego, iż jestem zwolennikiem demokracji i wolnego wyboru, w tym przypadku uważam, że aby uzdrowić społeczeństwo i przywrócić normę należałoby wprowadzić odgórne zaostrzenia i ograniczenia co do treści reklam produktów( tu często kobieta w skąpym bikini na bilbordzie reklamuje oranżadę czy piwo), piosenek czy programów telewizyjnych. Psychologowie lokalni, z którymi rozmawiam o tym podzielają moją opinię.

Moja refleksja jest następująca...
Widząc co dzieje się tutaj przez brak granic, norm moralnych czy przestrzegania prawa naturalnego ludzie zatracają cel i poczucie człowieczeństwa. Jesteśmy stworzeni do miłości i wolności.
 Ale czym innym jest miłość a czym innym żądza erotyczna.
Czym innym wolność, a czym innym samowola.
Patrząc na kraje zachodnie i tzw. wyżej rozwinięte, coraz bardziej odchodzące od wartości i kierujące się „poprawnością polityczną” i „tolerancją” wszystkiego i wszystkich, szukające „logicznego i racjonalnego” wyjaśnienia nielogicznych i patologicznych zachowań fundują nam krok po kroku pod znieczuleniem i zamydleniem to co tu w Iquitos widzę na co dzień w „pełnym rozkwicie”.


... Tak to jest gdy człowiek zaczyna myśleć, iż lepiej wie od Boga, a jego przestarzały dekalog należy dostosować do rozwoju człowieka XXI wieku ...

poniedziałek, 18 lipca 2016

atak piratów i wybuch statku

Dwie wiadomości z ostatniego tygodnia- w środę lub czwartek kilkunastu uzbrojonych piratów napadło na luksusowy statek wycieczkowy pływający po Amazonce, niedaleko Iquitos, kradnąc 20 tysięcy soli porównywalne z 20 tysiącami złotych. Oczywiście pieniędzy jak na razie nie odzyskano. Opowiedziawszy o tym naszej kucharce z comedoru, ta bez zdziwienia zareagowała, iż słyszała już o tym i że to jej sąsiad. Okazało się, że jest postrachem całej ulicy, nikt nie śmie wchodzić z nim w konflikt- oprócz niej bo jest porywcza i chyba po nim jest kolejną osobą która wyrobiła sobie "szacunek" na ulicy, słynąc z niespotykanej siły. Jej sąsiad kilka lat temu, z dnia na dzień nagle przebudował dom, nie wiadomo za jakie pieniądze, a było to krótko po jednym z takich napadów- przestępcy nigdy nie zostali złapani. Teraz ma policje w kieszeni i nikt mu podskakuje, a on jest szefem bandy. Dzień przed atakiem do jego domu zjechało się z dziesięciu mężczyzn i Graziela z mężem wiedzieli, że muszą to być przygotowania do kolejnego skoku- nie trzeba było długo czekać. Po takiej akcji jej sąsiad ulatnia się na 3 miesiące po czym wraca jak sprawa cichnie. Z tego co widzi to tak jak przy innych okazjach, nie widać go od dobrych kilku dni.

Dziś po porannej mszy, dowiedziałam się, iż znajomy animator muzyczny, pracujący na luksusowym statku wycieczkowym trafił do szpitala. Pierwsza moja myśl była taka, że pewnie został postrzelony przez piratów. Okazało się jednak, że wczoraj na innym statku wycieczkowym, zacumowanym w porcie doszło do dużej eksplozji, w trakcie wchodzenia na pokład. Wyjściowa liczba zaginionych wynosiła 11, teraz spadła do 7, jest też kilka ofiar śmiertelnych. Statek do połowy zatonął trwają akcje ratunkowe, a przyczyna eksplozji nie jest do końca znana, podejrzewa się, iż coś poszło nie tak w trakcie tankowania. Ja jeszcze w zeszłym tygodniu rozmawiałam z Etsonem, który mówił mi,jaki jest zadowolony z pracy, pokazywał zdjęcia statku. Na coś przydało się poświęcenie z jakim grał na mszach parafialnych i pobliskich wioskach, jest jednym z niewielu którzy doznali mniejszych obrażeń lub w ogóle przeżyli.
Popołudniu poszłam odwiedzić go do szpitala, ale nie wpuszczają nikogo prócz najbliższej rodziny, gdyż wciąż przebywa na intensywnej terapii z poparzeniami ciała i połamaną stopą.

Każdego kto przeczyta ten wpis proszę o modlitwę o szybki powrót do zdrowia Etsona, a dla zmarłych o Boże Miłosierdzie i łaskę zbawienia....

czwartek, 14 lipca 2016

spotkanie z Jose

Wciąż mnie zadziwiasz Pani, miłością swoja do mnie tak…….

Zachwycenie się człowiekiem. To jest to co tu przeżywam.Jest to cudowne uczucie. Jest w czym wielbić Boga, gdy potrafimy się zaskoczyć pięknem człowieka i tego jak cudownie Bóg nas stworzył. Moje osobiste wrażenia, kwiatki, które zbieram do bukietu doświadczeń podpisanego „Spotkanie z Drugim człowiekiem” to zaskoczenie i zadziwienie się drugą osobą.
Wczoraj spędziłam cudowne dwie godziny rozmawiając z 16-letnim Jose, który odszedł w grudniu z Comedoru. W zeszłym roku prawie nie chciał ze mną rozmawiać, głownie dlatego że się wstydził, a zakrywał to arogancją. Pamiętam jak z uwagą przyglądał mi się w bezpiecznej odległości, a gdy podchodziłam zaraz odwracał wzrok. Jego młodszy brat przychodzi wciąż do Comedoru i wraz z mamą załapali się na konsultacje psychologiczne. Jose zaczął opowiadać mi jak podobają mu się zajęcia z Comunicación- naszym odpowiednikiem były by zajęcia z j.polskiego. Mówił o różnych problemach społecznych i ekonomicznych, o jakich czyta na zajęciach. Co chwile sam mnie zagadywał, zalewając kolejnymi informacjami jakie przeczytał na zajęciach, wiem też, że w domu zbytnio nie ma z kim dzielić się takimi wrażeniami. To smutne gdy młody człowiek, w którym rozbudzają się pasje jest gaszony przez ignorancje ze strony swoich rodziców. Cieszę się też, że mam doświadczenie pracy z rodzinami, a raczej dziećmi z rodzin, gdzie znajduje się czas na wspólne zabawy i rozmowy, inaczej chyba zwątpiłabym w instytucję rodzinną po tym co tu oglądam.  Nic tak nie boli jak widok dziecka, które po raz kolejny zaufało i zostało zranione i zdradzone bo matka kolejny raz zamiast dzieci wybiera szczęście u boku kolejnego partnera, a dziecko jak „śmierdzące jajo” podrzucane jest do dziadków. I jeszcze dziwi się, iż dziecko jej nie słucha, buntuje się i widzi ją jako źródło finansów. A to kolejny raz zranione nawet nie ukrywa, że miało nadzieję, iż matka w końcu wybierze jego zamiast kolejnego kochanka, z którym „tym razem ma być inaczej”.

środa, 13 lipca 2016

Mój pierwszy dzień jako odpowiedzialnej za Comedor

Pierwszy dzień jako tymczasowa odpowiedzialna za Comedor Santa Rita de Casia mam już za sobą. Jak Gabi dobrze mówi, tu człowiek nigdy się nie nudzi, tu zawsze przy sześćdziesięciorgu dzieci coś się dzieje. Mój pierwszy dzień był sprawdzianem z obszaru pierwszej pomocy. Nasza dwunastoletnia Jazmin w domu nadepnęła na zardzewiały gwoźdź, który wbił jej się w stopę na jakieś 2cm. Zawiozła ją inna wolontariuszka na szczepienie przeciw tężcowi(tu obowiązkowe szczepienia szkolne nie istnieją), poza tym musiała wziąć antybiotyk i inny aktywny środek przeciw tężcowi. Ja cieszyłam się, że kość ani nerwy nie zostały uszkodzone. Dobrze, że zainteresowałam się moją podopieczną bo inna dziewczyna tu pracująca porostu przemyła jej ranę alkoholem i tyle. 
Poza tym wolontariusze pracujący z Gabi na co dzień od razu poddają mnie probie na ile jestem konsekwentna, i już pierwszego dnia jeden nagle zniknął niezapowiedzianie, a inni pracownicy zaczęli sprawdzać na ile konsekwentna będę w egzekwowaniu punktualności w przychodzeniu do pracy. Z tymi dzieciakami trzeba być niesamowicie czujnym i reagować szybko- ciągle się coś dzieje. Co uniemożliwia nudę ale i trzeba być przygotowanym na szybki refleks i trzeźwy umysł. 

sobota, 9 lipca 2016

Warsztaty ze starymi znajomymi

Wczoraj prowadziłam krótki warsztat dla animatorów parafialnych z wiosek dorzeczy Amazonki. Miło było spotkać znajome twarzy, dla których prowadziłam warsztaty na temat samooceny rok wcześniej. Animator parafialny(animador cristiano) ma funkcję przewodniczenia spotkaniom modlitewnym z czytaniem Ewangelii oraz przygotowaniem osób z wioski do sakramentów, gdyż część wiosek jest tak oddalona, iż kapłan dopływa tam tylko kilka razy do roku. Prowadzenie warsztatów sprawia mi dużo przyjemności i jest swojego rodzaju przyspieszonym kursem poznawania społeczeństwa, ich upodobań, wartości i światopoglądu. 

 
Fascynująca dla mnie dziś była możliwość przysłuchiwania się osobom dzielącym się swym doświadczeniem, i tym jak w tych wioskach wyraźnie zaznaczona jest rola żeńska i męska. Bardzo proszę tu osoby o feministycznych preferencjach do nieodbierania tego jako czegoś złego, jest to po prostu inne. Struktura wioski, rodziny jest tu bardzo różna. Jak jeden z panów podzielił się, iż lubi robić łuki i inne narzędzia do polowania czy łowienia ryb, poczułam się jakby ktoś uchylał mi rąbka innego świata. Nasz Zachodni świat tak przesiąknięty zabawą, prawem do szczęścia, czasu wolnego, siłowni, kultu ciał i samorealizacji. A tu część osób zna może kilka wiosek, a nieliczni byli w większym mieście. Ich świat ogranicza się do wąskiego pola poza domem, codziennego gotowania, sprzątania i uprawy roli. Przestałam już starać się tłumaczyć i dookreślać tym ludziom co znaczy, że coś sprawia im przyjemność, gdy matki piszą mi, że sprawia im przyjemność gotowanie czy szycie, lub sprzątanie. Może właśnie tak jest ich! Świat i struktura tak inaczej zbudowana, oparta na innych filarach, może właśnie czysty dom i dobrze ugotowany obiad jest porównywalny do naszych ładnie zrobionych paznokci i zajęć w centrum fitnessu.
Nie mówię, że Zachód totalnie się pogubił, ale patrząc jak żyje tu część osób to aż ciśnie się na usta: Prostoto życia, gdzie jesteś?



czwartek, 7 lipca 2016

La gente esta muy loca

Dni lecą bardzo szybko między warsztatami, spotkaniami i zawożeniem chłopaków na terapię czas wymyka mi się z rąk. Chyba wiele osób czujących wewnętrzny zamęt, brak wsparcia i udało się po pomoc do psychologa czy psychiatry zaczęło stawiać sobie pytanie o to czy nie jest chory/chora psychicznie. Ja problem zdrowia psychicznego, który jest tak stygmatyzowany, widzę jak problem zdrowotny jakiejkolwiek innej części ciała. Czy stygmatyzuje się osobę chorą na grypę, na raka czy na kamicę nerkową? Czy myślimy źle o kimś kogo dopadł katar, angina, czy ostre zapalenie płuc? No więc dlaczego tak łatwo nam przychodzi oceniać czy etykietować osoby zmagające się ze swoimi emocjami i przeżywaniem. 

Przy szpitalu regionalnym w Iquitos uruchomiono “Dom dla nastolatka” takie centrum, które ma dotacje na terapię osób uzależnionych. W pakiet wliczonych jest 10sesji indywidualnych, konsultacje z psychiatrą, terapia grupowa i wizyta z położną, która robi badania w razie ewentualnych chorób.

Od nas załapała się 4nastolatków i choć jeszcze nie są uzależnieni ale ze względu na okolicę w jakiej żyją i znajomych, istnieje wysokie ryzyko. Dodatkowo, każda z tych osób ma trudną sytuację domową, brak ojca, nieobecna lub nieodpowiedzialna matka, brak środków do życia, a co dopiero poczucia bezpieczeństwa.
Jeden z chłopaków właśnie zagadnął mnie trochę nieswój czy skoro mowa jest o Zdrowiu Psychicznym(nazwa na ich kartach pacjenta) to znaczy, że oni są wariatami. Bardzo szkoda mi się go zrobiło i wtedy właśnie nawiązałam do tych chorób ciała.
Po rozmowie z prowadzącym ich psychologiem dowiedziałam się dlaczego wyszło rozporządzenie zakazujące wszelkie formy prac grupowych, które były zlecane przez nauczycieli jako praca domowa. Okazało się, że te prace grupowe były tak “owocne”, że były powodem wielu ciąż i konsumpcji alkoholu i narkotyków. Dzieciaki pod nieobecność rodziców w domach robiły wszystko tylko nie to co do ich obowiązku należało.



Ps.Historia z poczekalni u psychologa…..
Matka syna jąkającego się: Nie on się jąka, ale nie jest chory psychicznie. To jest zdrowy chłopak i nic mu nie dolega, no może oprócz tego, że strasznie kłamie. NO cały czas kłamie. Kłamanie to musi być dziedziczne bo jego dziadek był taki sam. Też był takim kłamczuchem.




poniedziałek, 4 lipca 2016

Świadectwo nawrócenia taksówkarza

Pierwsze niesamowite spotkanie po przylocie do Limy.
Jest ranek 7:10, przyjeżdża mój taksówkarz 30min przed czasem, a w Peru to ewenement. Pan zabiera mnie na lotnisko na lot do Iquitos. Zagaja miło rozmowę, opowiadam mu o celu mojej podróży, o wolontariacie misyjnym. Javier włącza radio z piosenkami uwielbieniowymi.
Bardzo lubię “canciones de alabanza” polecam np Marcela Grande- Supe que me amabas(zrozumiałam, że mnie kochasz). Upewniam się czy dobrze z melodii wyczuwam, że to ten rodzaj muzyki bo nie słyszę słów, Javier potwierdza i zaczyna opowiadać mi o swoim niedawnym nawróceniu.
Opowiada o tym jak pomimo tego, iż chodził z mamą do kościoła protestanckiego jako dziecko nie wierzył, a koncepcja Boga wydawała mu się jakaś trudna do pojęcia i nie interesowała go. Słyszał jednak i obserwował zmiany jakie zaszły w życiu jego 18letniego syna, który się nawrócił. Chcąc pomóc swojemu wujkowi, który miał dość smutną historię życia namówił go na wspólny wyjazd, rekolekcje tylko dla mężczyzn. Pomimo tego, iż wtedy sam do końca nie był przekonany do tej idei, pomoc wujkowi była dla niego priorytetem. Matka Javiera powiedziała mu, żeby był przygotowany na nieoczekiwane wypadki i przeciwności, które będą pojawiać się na drodze aby zniechęcić go do wyjazdu. Przekonał się o tym gdy m.in. zepsuła mu się część w samochodzie, której wymiana kosztowała 500soli (około 500zł) i gdy bił się z myślami wiedząc, że wyjazd wypada w weekend co dla tutejszego taksówkarza jest głównym dorobkiem.
No nic, stawiając czoła wszelkim przeciwnością dotarli na rekolekcje. Łącznie brało w nich udział 180mężczyzn.Wielkim zaskoczeniem dla Javiera był sposób prowadzenia i zwracanie uwagi pastorów na ich dzieciństwo, rany jakie zostały zadane im jako dzieciom czy nadużycia, których ktoś się na nich dopuścił. Obserwowanie zmiany u mężczyzny, który na początku rekolekcji stał ze skrzyżowanymi rękami nie odpowiadając ani nie biorąc udziału we wspólnym śpiewie pieśni uwielbienia, było dla samego Javiera świadectwem. Pastorzy poprosili osoby, które wątpiły w to co się tu działo na sam przód i ów mężczyzna również wyszedł. Po jakimś czasie pomału widać było jak zaczyna się w nim coś zmieniać, podnosi ręce w geście uwielbienia, aż w końcu padł na kolana płacząc jak dziecko, otwierając się przed Bogiem.
Pastorzy poświęcali wiele uwagi relacjom rodzinnym, tym czy doświadczyli miłości w rodzinie, bo przekłada się to na uwierzenie, że naprawdę Bóg jest Miłością i chce naszego dobra. Zwracali tez uwagę na sferę seksualną i jej duże znaczenie dla życia jednostki i rodziny. 
Javier wyznał mi, że dopiero na tych rekolekcjach pierwszy raz wyznał, iż jako dziecko jeden z jego wujków próbował go zgwałcić. Mówiąc to łzy płynęły mu po policzkach(a ja martwiłam się żeby Św. Krzysztof czuwał nad naszą drogą na lotnisko. Nosił tą ranę i poczucie wstydu całymi latami i dopiero na rekolekcjach po raz pierwszy powiedział o tym głośno. Potem gdy miał już rodzinę namawiał żonę do aborcji ich pierworodnego syna (który przysłużył się do jego powrotu do Boga), życie i przyjście na świat syna zawdzięcza właśnie wujowi, którego przywiózł na rekolekcję, gdyż odwiódł go od tego pomysłu. Dopuścił się też zdrady swojej żony z jej siostrą. Dopiero te rekolekcje uzmysłowiły mu ogrom ran, których zaznał ale i które wyrządził innym, ale też zmotywowały go do budowania piękniejszego życia na Bogu i prostowania ścieżek swojego życia.
Jeżeli chodzi o nawrócenie jego syna to po jednych z rekolekcji, na które namówiła go znajoma ze studiów, wrócił odmieniony.  Wyznał rodzicom, że problem i brak motywacji do studiowania jest spowodowany jego uzależnieniem od gier komputerowych- przeprosił tez rodziców za marnotrawienie pieniędzy jakie oni wydawali na jego edukację. Następną w kolejności do nawrócenia była mama, której nie trzeba było długo namawiać na rekolekcje, z których ona również wróciła jakby odmieniona. I jak już wyżej pisałam ostatnim w kolejności był Javier. 


Słuchając historii Javiera pojawiły się we mnie słowa Matki Teresy z Kalkuty, która w rozmowie z dziennikarzem powiedziała, że aktualnie najważniejszą rzeczą na świecie jest ich rozmowa. Ja poniekąd miałam takie wrażenie, niestety lęk przed spóźnieniem się na samolot wyrywał mnie z bycia na 100% obecną w tej rozmowie. Byłam mu bardzo wdzięczna, że zechciał zaprosić mnie i opowiedzieć mi swoją historię- jak sam powiedział ma potrzebę dzielenia się tym z ludźmi czego doświadczył od Boga.


Jak to cudownie pokazuje, że Pan Bóg z rokiem Miłosierdzia nie ogranicza się tylko do kościoła katolickiego. Każdy człowiek- każda dusza jest dla niego na wagę złota. A miłość i godność jaką On nadaje człowiekowi, żaden inny człowiek nie może nam dać. Czy to 18latek, czy 40letni Javier czy jego 70letni wujek- Bóg zawsze nie zważywszy na wiek, sytuację czy popełnione przez nas grzechy zawsze nas szuka i chcę obdarzyć nas swoją miłością. Tak de facto on nas nią zawsze i bezwarunkowo obdarowuje, to my często tego niedostrzegany lub nie chcemy przyjąć, szukając miłości wszędzie tylko nie u Źródła. 


czwartek, 30 czerwca 2016

Pierwsze warsztaty z mamami

Pierwsze warsztaty z mami z comedru już mam za sobą. Spotkanie miało bardziej wymiar integracyjny, wzajemnego poznawania się, nabrania zaufania do siebie wzajemnie i do mnie. Mamy częściowo mnie znały, z niektórymi bliżej współpracowałam w zeszłym roku, więc było to dla mnie dużym ułatwieniem. Wiele też sama się nauczyłam i ten warsztat pokazał mi rzeczy nie tylko o nich ale i mnie samej.
Ktoś kto przyjeżdża z danymi informacjami, wiedzą, edukacją etc. musi skonfrontować się z tutejszymi realiami, inną emocjonalnością, historią, strukturą rodzinną. Żeby móc lepiej się porozumiewać trzeba umieć wejść w życie tutejszych ludzi. Obserwować i pytać to kluczowe, umiejętność słuchania jest tu na wagę złota. Bo pięknie mówić to ja sobie mogę tyle, że co z tego jeśli to odbija się jak groch o ścianę bo to co chciałabym przekazać ma się nijak do tej rzeczywistości. Tych kobiet cały świat to dom, pranie, gotowanie, szycie, czasami jakaś praca zarobkowa no i oczywiście dzieci. Nikt ich nie pyta co lubią, co sprawia im przyjemność, jakie mają lub miały marzenia. Pytanie o marzenia musi tu być chyba dość abstrakcyjne, gdyż po tym jak zapytałam jedną dziewczynę o jej marzenia (sueño= znaczy marzenie lub sen) to zaczęła mi opowiadać co jej sie ostatnio śni, pomimo tego że forma w jakiej zadałam pytanie jasno pokazywała, iż chodzi mi o marzenia,pragnienia.

Cieszyłam się po warsztatach gdyż wiele mam zaczęło je bardzo zmęczone, z bólem głowy, myślące o swoich problemach, a po warsztacie wszystkie się uśmiechały, a te skarżące się wcześniej na bóle powiedziały, że czują się dobrze.


Jeżeli chodzi o mnie to chodząc między grupkami opracowującymi odpowiedzi na pytania, dzięki którym łatwiej będzie mi poznać ich potrzeby, słyszałam jak mówiły o swoich skrajnych problemach finansowych. Stojąc tak i słuchając, jak jedna z matek mówiła, że ma tak mało pieniędzy, że nawet nie zastanawia się nad innymi wydatkami bo na ubrania nawet nie ma, tylko żeby przez tydzień miała za co wykarmić swoje siedmioro dzieci. Ja stojąc tam w nowej koszulce i spodniach, które może nie były drogie, ale przy zakupie których nie zastanowiłam się nawet dwa razy czy mogę sobie na ten wydatek pozwolić, poczułam jak wielka przepaść nas dzieli. Mój świat jest tak różny od ich świata, choć do niego przychodzę, żeby z nimi po przebywać. Poczułam też jak wielkiej pokory i zasłuchania w drugiego człowieka wymaga taki rodzaj pracy. Jakie prawo mam mówić jak lepiej żyć. Tu naprawdę schodzą się drogi duchowa z psychologiczną. Duchowa powie, iż ja jako człowiek jestem zbyt słaba aby sama z siebie nieść pomoc, powinnam stać się przeźroczysta i wskazywać i prowadzić do Jezusa bo tylko On jest odpowiedzią na każdy problem, ranę i smutek. Psychologiczna ścieżka by powiedziała, iż również zamiast narzucać co dana osoba ma zrobić, aby dobrze pomagać należy być towarzyszem który ukierunkowuje i pomaga innym wypracowanie narzędzi aby potem samemu niezależnie można było stanąć na nogi.
Wydaje mi się, że synteza tych dwóch podejść jest tu najlepszym rozwiązaniem... gdzie zasłuchanie i pokora jest jednym z najważniejszych przymiotów.

wtorek, 28 czerwca 2016

Chusteczki jak diamenty

Przyjechałam do Peru już dwa tygodnie temu. Rozchorowałam się pierwszego dnia, a moja grypa bardzo się przeciąga. Na początku ciężko było mi rozróżnić chorobę od przemęczenia związanego ze zmianą czasu i klimatem tu panującym. W aptece sprzedali mi nawet antybiotyk bez recepty- wiedzy jednak im brak bo nikt nie mówi jak długo należy go brać tylko dawkę dzienną sprzedają chyba, że ktoś życzy sobie więcej.W związku z falą grypy aplikowane są darmowe szczepionki pielęgniarki z tego co słyszałam chodzą dom po domu szczepiąc wszystkich którzy mają przynajmniej 13-15lat i są zdrowi.... No na mnie już jest za późno.

W związku z tym, iż zużywam niezliczoną ilość chusteczek udałam się jednego dnia do sklepiku koło comedoru, aby uzupełnić zapas. Pani po upewnieniu się o co mi chodzi poszła szukać produktu deficytowego na zaplecze. Po dłuższej chwili pojawiła się z ostatnią paczką, która wydała mi się dziwna. Opakowanie wydawało się jakby napoczęte a po przeliczeniu okazało się, iż zaiste brakuje jednej sztuki…. W mojej podbramkowej sytuacji tak cieszyłam się z tych 9 nieużytych sztuk, że byłam gotowa zapłacić każdą cenę. Wartość produktu to na prawdę pojęcie względne. Dla mnie tego dnia były chusteczki były więcej warte niż diamenty ;)

żłobek w Santa Clara

niedziela, 26 czerwca 2016

Bóg nie omija dżungli


W minioną niedzielę miałam okazję towarzyszyć księdzu Jackowi w wyprawie do wioski zanurzonej w dżungli. Nie o minęło mnie poranne wstawanie o 5rano, żeby móc dotrzeć do wioski Santa Clara przed 7. Nasza łódź odpłynęła wyjątkowo o czasie, tu nie ma ustalonych godzin kursowania, gdy łódź zapełni się pasażerami to wtedy można odpływać.



Droga przez dżunglę może nie wyglądała tak, że maczetą trzeba było sobie drogę torować, ale błoto po łydki i momentami ciężkie do przejścia odcinki utrudniają wiosce 8 de Octubre kontakt ze światem. Już w drodze spotkaliśmy mieszkańca wioski, który poinformował nas, że już od 5rano ludzie szykują się na przyjście księdza.
Doszliśmy do wioski położonej na wzgórzu, dzięki czemu nie jest ona zalewana w porze deszczowej. Zwierzęta jak to na peruwiańskiej wsi, biegają wolno. Ja korzystając z sakramentu spowiedzi musiałam zamknąć oczy, gdyż wielka biegająca świnia po placu przed kościołem tak mnie dekoncentrowała, a komizm sytuacji rozbawiał mnie nieziemsko. W tej wiosce od dłuższego czasu nie było księdza, który by do nich choć czasami przyjeżdżał więc wiele osób trzeba na nowo ewangelizować, przygotowywać do sakramentów etc. Z racji ograniczeń czasowych i znacznego oddalenia wielu wiosek, wyznaczeni animatorzy z każdej wioski przygotowują osoby do danych sakramentów, a w niedziele gdy nie ma księdza przewodniczą celebracji z czytaniem Ewangelii. Tu choć większość osób nie może przystępować do Komunii Św. z racji bądź braku sakramentu lub życia w związku niesakramentalnym jakoś się tym nikt tak nie burzy i nie wpływa to na jego/jej uczestniczenie w życiu Kościoła- a co tak wielkim echem odbija się w Polskich i Europejskim debatach publicznych. To ciekawie.... pokazuje ich zupełnie inne nastawienie, nie podchodzą tak roszczeniowo jak my, a relacja z Bogiem nie jest kwestionowana przez brak możliwości przyjmowania Jezusa pod postacią Hostii.
Mnie dziś bardzo poruszyła modlitwa wiernych w czasie mszy. Jedna z Pań, animatorka z tejże wioski prosząc za swoją rodziną m.in. za mężem, który w czasie sprawowania Eucharystii siedział w barze i pił. Wypowiadając prośbę głos załamał się jej i czuć było jak wypełniony jest łzami. Ta szczerość i otwartość z jaką swoją prośbę przedstawiła przed nami wszystkimi Bogu była dla mnie dzisiaj wielką lekcją. Czy ja potrafię tak otwarcie przy innych prosić Boga? Czy potrafię z tak wielką wiarą i ufnością przedstawiać moje prośby Bogu?

...No I jak to zawsze bywa po Mszy Św. zostaliśmy zaproszeni na obiad- nie pytajcie o warunki higieniczne. Czym chata bogata- to Ewangeliczne oddawanie z tego czego się nie ma, a nie z tego co zbywa tu nabiera dosłownego znaczenia. Niezjedzenie obiadu byłoby okazaniem pogardy i złego wychowania. Mi rosół z kury z gotowaną juką bardzo smakował więc nie musiałam się do niczego przymuszać. A załapaniem jakiejś niedyspozycji żołądkowej jakoś nigdy się nie martwię.

W drodze do domu ludzie z innej wsi chętnie pozdrawiali ks.Jacka, dostała się mu też pyszna papaja, a inna rodzina wysłała syna, żeby nas podwiózł motocarrem do portu, gdzie czekała nasza łódź. Ludzie od kilku miesięcy przyjmując tu księdza sami mówią, iż widzą jakie zmiany na lepsze zachodzą w ich rodzin  i w wiosce. Dla mnie jest to niesamowite jak ludzie spragnieni są Boga, a wioska ta jest idealnym tego przykładem. Problem polega na tym, że żeby ich głód czy pragnienie mogło zostać zaspokojone ktoś musi chcieć poświęcić im czas i pozwolić Bogu, aby ten uczynił z niego swoje narzędzie do dotarcia ze swą miłością do spragnionego człowieka.



środa, 15 czerwca 2016

Powrót do Peru

Minął rok od mojego wyjazdu do Iquitos.
Jeżeli ktoś zabłądził w ten zakątek wirtualnego świata to witam, jeśli zawitał tu ponownie to miło mi gościć :)
Po 3 miesiącach spędzonych w Iquitos w zeszłym roku, miałam pragnienie powrotu- nie chciałam nic nikomu obiecywać, bo bardzo nie lubię niedotrzymywania obietnic i rzucania słów na wiatr. Ale ostatnie 11 miesięcy spędziłam na stopniowym, krok po kroku przygotowywaniu wszystkiego, żeby móc tu znowu przyjechać. Moja praca tym razem będzie wyglądać inaczej gdyż będę prowadzić również warsztaty z mamami z naszej jadłodajni i z 2 grupami nastolatków.
Nowy czas = nowe wyzwania.

Wszystko jest inne, ja jestem inna, dzieci podrosły, ich problemy, moje spojrzenie na pewne rzeczy. Inne uczucia mi towarzyszą, wiedziałam już czego oczekiwać od wyjazdu i czego mogę się spodziewać.
Niesamowite jest to jak czuję się jakby nie było mnie tu tylko jeden dzień. Otwartość dzieci z jaką mnie przyjęły, pytania o mnie i szczerość z jaką opowiadają o swoich przeżyciach- nie ma nic piękniejszego niż piękno relacji, zaufania i przyjaźni :)























droga do wioski Santa Clara