Pierwszy dzień jako
tymczasowa odpowiedzialna za Comedor Santa Rita de Casia mam już za sobą. Jak
Gabi dobrze mówi, tu człowiek nigdy się nie nudzi, tu zawsze przy
sześćdziesięciorgu dzieci coś się dzieje. Mój pierwszy dzień był sprawdzianem
z obszaru pierwszej pomocy. Nasza dwunastoletnia Jazmin w domu nadepnęła na
zardzewiały gwoźdź, który wbił jej się w stopę na jakieś 2cm. Zawiozła ją inna
wolontariuszka na szczepienie przeciw tężcowi(tu obowiązkowe szczepienia
szkolne nie istnieją), poza tym musiała wziąć antybiotyk i inny aktywny środek
przeciw tężcowi. Ja cieszyłam się, że kość ani nerwy nie zostały uszkodzone. Dobrze, że zainteresowałam się moją podopieczną bo inna dziewczyna tu pracująca porostu przemyła jej ranę alkoholem i tyle.
Poza tym wolontariusze pracujący z Gabi na co dzień od razu poddają mnie probie
na ile jestem konsekwentna, i już pierwszego dnia jeden nagle zniknął
niezapowiedzianie, a inni pracownicy zaczęli sprawdzać na ile konsekwentna będę
w egzekwowaniu punktualności w przychodzeniu do pracy. Z tymi dzieciakami
trzeba być niesamowicie czujnym i reagować szybko- ciągle się coś dzieje. Co
uniemożliwia nudę ale i trzeba być przygotowanym na szybki refleks i trzeźwy
umysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz