niedziela, 31 lipca 2016

spóźnieni kochankowie i obiad w domku na palach

Dzisiejsza niedziela była dla mnie jak wisienka na torcie. Dzień zaczął się jak zwykle. Msza święta o 7rano dziećmi z comedoru, potem ich katechezy, a następnie moje warsztaty z wolontariuszami. Po zakończeniu pracowitego przedpołudnia o 12 pojechałam na obiad do znajomej rodziny. Spędzenie popołudnia z tą rodziną dzielenie jedzenia, przyjęcie tego co mają, czym się ze mną podzielili, bycie w tym domu między nimi było wspaniałym doświadczeniem. Jest to jedyna rodzina w Iquitos jaką dotąd poznałam, która żyje tak ewangelią. Szczerze mówiąc to i w Polsce znam niewiele takich rodzin gdzie to mąż jako głowa domu ma tak wielką wiarę i pragnie ewangelizować, i mówić ludziom o Chrystusie. Sam nawrócił się i choć nie był na początku przykładnym mężem i ojcem, tak jak większość tutejszych mężczyzn upijał się. Jak słuchałam go jak z otwartością przyjmuje słowa Pisma Świętego, jak otwiera się na Ducha Świętego żeby w nim działał, go pouczał, to sama czułam się jak na rekolekcjach.  Doszedł sam z "żoną" krok po kroku do wniosku, że nie mogą tak dalej żyć i że do pełni szczęścia potrzeba im sakramentu- Bożego błogosławieństwa. Jak sam Marden powiedział, że nie chce dalej żyć w grzechu i jak może mówić o Bogu skoro brakuje mu tak ważnego sakramentu. Mówił:skoro mam chrzest, komunię i bierzmowanie to co mnie wstrzymuję, a czuję się niegodny ewangelizować bo na ile mój przykład może być wiarygodny.
To niesamowite znając tutejsze realia i to jak ludzie bardzo się "boją" sakramentalnego małżeństwa, a tu ktoś dochodzi sam do tego wniosku. Zresztą patrząc ogólnie na osoby, które zawierają sakrament małżeństwa w Polsce, ile z nich głębiej zdaje sobie sprawę kim jest dla mnie Bóg i jego zamysł co do małżeństwa i jego nierozerwalności w sakramencie.



W Iquitos ludzie nie potrafią planować, zarządzać pieniędzmi, myśleć perspektywicznie, są bardzo impulsywni wręcz popędowi. Można sobie wyobrazić problemy takiego społeczeństwa, zresztą wiele z nich już przytaczałam. Jednym z problemów uniemożliwiających godniejsze życie to przepijanie pieniędzy, nieumiejętność planowania swoich wydatków czy złe wydawania tego co mam. Rodziny, które są przy Bogu wyróżniają się tu często właśnie lepszym poziomem życia. Nie mówię tu w kategoriach lepszego samochodu, bo cały czas poruszam się w obrębie najbiedniejszych dzielnic i domków na palach. Jednak jak Marden powiedział: ludzie myślą, że mamy pieniądze a to nie prawda, mówię im że jakby się nie upijali to mieliby na co innego. I to jest właśnie kluczowe, to co wyróżnia Marden spośród tutejszych ojców to fakt, że nie pije, nie zdradza żony, nie bije dzieci, kocha je i im to okazuje, spędza z nimi czas i odrabia zadania, modlą się wspólnie jako rodzina i czytają wspólnie Pismo Święte.Ojciec, który kocha i szanuje swe córki- kobiety, to diament w tutejszej społeczności. A jego żona, no cóż co można powiedzieć o kobiecie, która znosiła upadki swojego męża przez kilka dobrych lat? Mogła się z nim rozstać, a twardo z mamą trwała przy Bogu… no i jak widać prośby zostały wysłuchane… dla Boga nie ma bowiem nic niemożliwego… Bądź pochwalony Bożę w twej bożej mądrości, którą udzielasz Mardenowi i Violetcie, o ileż jest ona cenniejsza od intelektu… I dziś ta rodzina może cieszyć się sobą, miłością i Bogiem.
A ja zyskałam wspaniałych znajomych, którzy uchylają mi rąbka swojego świata i pozwalają wejść do swojego życia, posłuchać historii rodzinnych, a w niedziele zjeść rybę z ryżem i gotowanym bananem, z okna domu podziwiając zakola Amazonki.

czwartek, 28 lipca 2016

dzieci niczyje

Dzieci niczyje... niby mają rodziców, ale nikt się nimi nie zajmuje, nikt o nie nie troszczy, nie martwi. Dziś poszłam namierzyć ojca, który ma w Comedorze dwójkę dzieci i jest nieuchwytny. Kolejny raz pocałowałam klamkę, o po 19 godzinie znalazłam dzieci biegające samopas. 8 letnia Sumiko zaczęła pomagać mi szukać swojego 6 letniego brata. Znalazłyśmy Yohana w chmarze dzieci wybiegającej z ciemnego zakątka z metalową rurą w ręce. Mały był zupełnie zdezorientowany, pytając co ja tutaj robię. Obraz dzieci niczyich... Ale czy trudno im się dziwić. co mają robić same w brudnym, śmierdzącym pokoju, który ojciec wynajmuje i dzieli z dziećmi. Całymi dniami jest w pracy, a po pracy często ulatnia się z domu, zostawiając dzieci same. Czekając tak na niego razem z małą Sumiko, zobaczyłam z głębi holu wyłaniające się dwie postaci mężczyzn. Już sam wygląd pierwszego był taki, że za wygląd dałabym mu 3 lata więzienia. Obleciał mnie strach. Cicho i pusto na ulicy, zupełnie ciemno.... i ja naiwna Polka. Jak tylko zobaczyłam swój lęk, to zaraz w mojej głowie pojawiła się myśl: co dopiero jakbym miała być 8 latką mieszkającą w takim miejscu, jak musi czuć się Sumiko?

Ktoś czytając to mógłby pomyśleć: powinno się odebrać takim ludziom dzieci. Cóż nie jest to takie proste, sądy tu uważają, że jeśli dzieci mają jakiegoś rodzica to z tym rodzicem maluchy powinny się wychowywać. Choć wychowywać to chyba zbyt dużo powiedziane, gdyż rodzice funkcji wychowawczej tu nie spełniają. Skrajne przypadki maltretowań czy wykorzystań kończą się odebraniem dziecka rodzicom. Jednym z problemów społecznych, jakie tu obserwuję to brak więzi rodzinnych. Rodzice i dzieci dom traktują jak hotel, nikt ze sobą nie rozmawia, domownicy nie znają się, każdy jak kot chodzi swoimi ścieżkami. Dzieci dorastające w takiej atmosferze braku miłości, zainteresowania ze strony opiekunów wiadomo, że będą szukać akceptacji poza domem... no i tu zaczynają się problemy nadużyć, przestępstw czy problemów z uzależnieniami.

siesta z 3 letnim Mojżeszem (Moises), który mieszka w niebezpiecznej części Belen....

niebezpieczne zakątki Belen

Peru obchodzi swoje święto niepodległości, z tego powodu również nasz Comedor jest zamknięty. Korzystając z okazji poprosiłam nasze kucharki, żeby zabrały mnie w zakątki targu Belen(jedna  z dzielnic Iquitos), w jedno z bardziej niebezpiecznych miejsc miasta. Wiele osób nie zapuszcza się tu po zmroku. W ciągu dnia natomiast bardzo tam kradną, dlatego wzięłam Elizabeth i nieustraszoną Gracielę, która jest postrachem swojej ulicy. Na pewno musiałam przykuwać uwagę bo przez godzinną wędrówkę po tej „najciemniejszej” części targu nie spotkałam nikogo z turystów. Kucharki oprowadziły mnie też po miejscach, gdzie kupują jedzenia do Comedoru. Na sprzedaż jest tu wieeele, ze zwierząt były tylko żółwie wodne i papużki, kiedyś sprzedawano nawet leniwce. Nie wiem czy to kwestia większego rygoru i policyjnych nagonek czy po prostu nie było sezonu na „misia”.
***Dla ciekawskich Belen znaczy Betlejem.

Elizabeth z papużką 

żółwi nie dostanie się już w restauracji, ale na targu jak najbardziej...

Ten kto chce lepiej zrozumieć realia życia ludzi z Iquitos, moich dzieci, musi wejść w te miejsca które dla nich są codziennością. Wsłuchać się w zgiełk uliczek, obserwować ludzi, wsłuchiwać się o czym rozmawiają, co kupują, czym żyją. Graciela zwróciła mi uwagę, żebym miała się na baczności gdy przechodził koło mnie złodziej. Ja nie zdawałam sobie nawet sprawy choć sama jestem dość czujna, zapytawszy jej po czym go rozpoznała, powiedziała mi, że ona to widzi po sposobie ich poruszania się i zachowaniu. Dynamika ruchu ulicznego jest tu inna niż w Europie.


 mała nie była na sprzedaż ;)

W Comedorze jest jedna rodzina 3,6 i 9lat, która mieszka właśnie w tej okolicy. Oczywiście odpowiedź jest prosta- wynajem tutaj jest bardzo tani bo i nie ma tylu chętnych- raczej Ci, których zmusza do tego ciężka sytuacja finansowa wynajmują tu lokum. Im dłużej patrzę na te domy, im dłużej słucham historii rodzinnych.... tym bardziej wzrasta we mnie wdzięczność za miejsce gdzie mogłam się urodzić, za rodziców jakimi obdarował mnie Bóg, za możliwości i lekkie życie. Patrząc na nich, byłabym ostatnią egoistą i niewdzięcznicą narzekając na jakieś problemy mojego bytowania. 

Jestem Ci wdzięczna Boże.....


sobota, 23 lipca 2016

Nadużycia seksualne

To co jest tu codziennością to wykorzystywanie i przemoc seksualna zaczynająca się od werbalnej, reklam, piosenek, programów ociekających kultem ciała i zdradami i romansami(miłość na zawsze trwająca 5 minut). Nie ma dnia żeby ktoś nie cmoknął jak przechodzę, nie gwizdał albo nie zrobił jakiegoś komentarza na temat mojej osoby- w momentach jak jestem zmęczona i nie mam sił na ignorowanie i przywdzianie skorupy obojętności, zalewa mnie fala wściekłości i nerwów, tak że najchętniej jakbym mogła to bym przyłożyła takiemu zbereźnikowi. Jak w ogóle jakiemuś staremu śmierdzącemu przepoconemu kolesiowi w ogóle może przejść przez myśl, że docenię jego komentarz lub byłabym nim zainteresowana. No właśnie w tym problem, bo wątpię, że w ogóle cokolwiek myślą. Ludzie tu są bardzo impulsywni, wręcz popędowi. Więc dają upust temu na co mają ochotę w danym momencie bardzo często więc kolokwialnie rzecz biorąc „spuszczają się słownie” wylewając cały brud sprośnych słów i myśli na mnie czy inne kobiety.
W tym tygodniu wstrząsnęła nami wiadomość o gwałcie 11 letniej dziewczynki na tyłach szpitala, który jest ode mnie 5minut piechotą. Facet przywiózł ją z innej części miasta, trudno powiedzieć czym nakłonił dziewczynkę żeby z nim pojechała. Na kamerach, które założyli w szpitalu 2 tygodnie wcześniej zarejestrowano jego, choć twarzy zbytnio nie widać. Poszukiwania trwają...
Gwałt nieletnich jest tu bardzo częsty, niestety widzi się to często jako powód do wstydu dla rodziny i sprawy nie zgłasza się na policję. Często też kobiety kryjąc swoich partnerów, lub przestępcy seksualni twierdzą, że to ONA mnie uwiodła (mówiąc o 13-15 latkach).
Pomimo tego, iż jestem zwolennikiem demokracji i wolnego wyboru, w tym przypadku uważam, że aby uzdrowić społeczeństwo i przywrócić normę należałoby wprowadzić odgórne zaostrzenia i ograniczenia co do treści reklam produktów( tu często kobieta w skąpym bikini na bilbordzie reklamuje oranżadę czy piwo), piosenek czy programów telewizyjnych. Psychologowie lokalni, z którymi rozmawiam o tym podzielają moją opinię.

Moja refleksja jest następująca...
Widząc co dzieje się tutaj przez brak granic, norm moralnych czy przestrzegania prawa naturalnego ludzie zatracają cel i poczucie człowieczeństwa. Jesteśmy stworzeni do miłości i wolności.
 Ale czym innym jest miłość a czym innym żądza erotyczna.
Czym innym wolność, a czym innym samowola.
Patrząc na kraje zachodnie i tzw. wyżej rozwinięte, coraz bardziej odchodzące od wartości i kierujące się „poprawnością polityczną” i „tolerancją” wszystkiego i wszystkich, szukające „logicznego i racjonalnego” wyjaśnienia nielogicznych i patologicznych zachowań fundują nam krok po kroku pod znieczuleniem i zamydleniem to co tu w Iquitos widzę na co dzień w „pełnym rozkwicie”.


... Tak to jest gdy człowiek zaczyna myśleć, iż lepiej wie od Boga, a jego przestarzały dekalog należy dostosować do rozwoju człowieka XXI wieku ...

poniedziałek, 18 lipca 2016

atak piratów i wybuch statku

Dwie wiadomości z ostatniego tygodnia- w środę lub czwartek kilkunastu uzbrojonych piratów napadło na luksusowy statek wycieczkowy pływający po Amazonce, niedaleko Iquitos, kradnąc 20 tysięcy soli porównywalne z 20 tysiącami złotych. Oczywiście pieniędzy jak na razie nie odzyskano. Opowiedziawszy o tym naszej kucharce z comedoru, ta bez zdziwienia zareagowała, iż słyszała już o tym i że to jej sąsiad. Okazało się, że jest postrachem całej ulicy, nikt nie śmie wchodzić z nim w konflikt- oprócz niej bo jest porywcza i chyba po nim jest kolejną osobą która wyrobiła sobie "szacunek" na ulicy, słynąc z niespotykanej siły. Jej sąsiad kilka lat temu, z dnia na dzień nagle przebudował dom, nie wiadomo za jakie pieniądze, a było to krótko po jednym z takich napadów- przestępcy nigdy nie zostali złapani. Teraz ma policje w kieszeni i nikt mu podskakuje, a on jest szefem bandy. Dzień przed atakiem do jego domu zjechało się z dziesięciu mężczyzn i Graziela z mężem wiedzieli, że muszą to być przygotowania do kolejnego skoku- nie trzeba było długo czekać. Po takiej akcji jej sąsiad ulatnia się na 3 miesiące po czym wraca jak sprawa cichnie. Z tego co widzi to tak jak przy innych okazjach, nie widać go od dobrych kilku dni.

Dziś po porannej mszy, dowiedziałam się, iż znajomy animator muzyczny, pracujący na luksusowym statku wycieczkowym trafił do szpitala. Pierwsza moja myśl była taka, że pewnie został postrzelony przez piratów. Okazało się jednak, że wczoraj na innym statku wycieczkowym, zacumowanym w porcie doszło do dużej eksplozji, w trakcie wchodzenia na pokład. Wyjściowa liczba zaginionych wynosiła 11, teraz spadła do 7, jest też kilka ofiar śmiertelnych. Statek do połowy zatonął trwają akcje ratunkowe, a przyczyna eksplozji nie jest do końca znana, podejrzewa się, iż coś poszło nie tak w trakcie tankowania. Ja jeszcze w zeszłym tygodniu rozmawiałam z Etsonem, który mówił mi,jaki jest zadowolony z pracy, pokazywał zdjęcia statku. Na coś przydało się poświęcenie z jakim grał na mszach parafialnych i pobliskich wioskach, jest jednym z niewielu którzy doznali mniejszych obrażeń lub w ogóle przeżyli.
Popołudniu poszłam odwiedzić go do szpitala, ale nie wpuszczają nikogo prócz najbliższej rodziny, gdyż wciąż przebywa na intensywnej terapii z poparzeniami ciała i połamaną stopą.

Każdego kto przeczyta ten wpis proszę o modlitwę o szybki powrót do zdrowia Etsona, a dla zmarłych o Boże Miłosierdzie i łaskę zbawienia....

czwartek, 14 lipca 2016

spotkanie z Jose

Wciąż mnie zadziwiasz Pani, miłością swoja do mnie tak…….

Zachwycenie się człowiekiem. To jest to co tu przeżywam.Jest to cudowne uczucie. Jest w czym wielbić Boga, gdy potrafimy się zaskoczyć pięknem człowieka i tego jak cudownie Bóg nas stworzył. Moje osobiste wrażenia, kwiatki, które zbieram do bukietu doświadczeń podpisanego „Spotkanie z Drugim człowiekiem” to zaskoczenie i zadziwienie się drugą osobą.
Wczoraj spędziłam cudowne dwie godziny rozmawiając z 16-letnim Jose, który odszedł w grudniu z Comedoru. W zeszłym roku prawie nie chciał ze mną rozmawiać, głownie dlatego że się wstydził, a zakrywał to arogancją. Pamiętam jak z uwagą przyglądał mi się w bezpiecznej odległości, a gdy podchodziłam zaraz odwracał wzrok. Jego młodszy brat przychodzi wciąż do Comedoru i wraz z mamą załapali się na konsultacje psychologiczne. Jose zaczął opowiadać mi jak podobają mu się zajęcia z Comunicación- naszym odpowiednikiem były by zajęcia z j.polskiego. Mówił o różnych problemach społecznych i ekonomicznych, o jakich czyta na zajęciach. Co chwile sam mnie zagadywał, zalewając kolejnymi informacjami jakie przeczytał na zajęciach, wiem też, że w domu zbytnio nie ma z kim dzielić się takimi wrażeniami. To smutne gdy młody człowiek, w którym rozbudzają się pasje jest gaszony przez ignorancje ze strony swoich rodziców. Cieszę się też, że mam doświadczenie pracy z rodzinami, a raczej dziećmi z rodzin, gdzie znajduje się czas na wspólne zabawy i rozmowy, inaczej chyba zwątpiłabym w instytucję rodzinną po tym co tu oglądam.  Nic tak nie boli jak widok dziecka, które po raz kolejny zaufało i zostało zranione i zdradzone bo matka kolejny raz zamiast dzieci wybiera szczęście u boku kolejnego partnera, a dziecko jak „śmierdzące jajo” podrzucane jest do dziadków. I jeszcze dziwi się, iż dziecko jej nie słucha, buntuje się i widzi ją jako źródło finansów. A to kolejny raz zranione nawet nie ukrywa, że miało nadzieję, iż matka w końcu wybierze jego zamiast kolejnego kochanka, z którym „tym razem ma być inaczej”.

środa, 13 lipca 2016

Mój pierwszy dzień jako odpowiedzialnej za Comedor

Pierwszy dzień jako tymczasowa odpowiedzialna za Comedor Santa Rita de Casia mam już za sobą. Jak Gabi dobrze mówi, tu człowiek nigdy się nie nudzi, tu zawsze przy sześćdziesięciorgu dzieci coś się dzieje. Mój pierwszy dzień był sprawdzianem z obszaru pierwszej pomocy. Nasza dwunastoletnia Jazmin w domu nadepnęła na zardzewiały gwoźdź, który wbił jej się w stopę na jakieś 2cm. Zawiozła ją inna wolontariuszka na szczepienie przeciw tężcowi(tu obowiązkowe szczepienia szkolne nie istnieją), poza tym musiała wziąć antybiotyk i inny aktywny środek przeciw tężcowi. Ja cieszyłam się, że kość ani nerwy nie zostały uszkodzone. Dobrze, że zainteresowałam się moją podopieczną bo inna dziewczyna tu pracująca porostu przemyła jej ranę alkoholem i tyle. 
Poza tym wolontariusze pracujący z Gabi na co dzień od razu poddają mnie probie na ile jestem konsekwentna, i już pierwszego dnia jeden nagle zniknął niezapowiedzianie, a inni pracownicy zaczęli sprawdzać na ile konsekwentna będę w egzekwowaniu punktualności w przychodzeniu do pracy. Z tymi dzieciakami trzeba być niesamowicie czujnym i reagować szybko- ciągle się coś dzieje. Co uniemożliwia nudę ale i trzeba być przygotowanym na szybki refleks i trzeźwy umysł. 

sobota, 9 lipca 2016

Warsztaty ze starymi znajomymi

Wczoraj prowadziłam krótki warsztat dla animatorów parafialnych z wiosek dorzeczy Amazonki. Miło było spotkać znajome twarzy, dla których prowadziłam warsztaty na temat samooceny rok wcześniej. Animator parafialny(animador cristiano) ma funkcję przewodniczenia spotkaniom modlitewnym z czytaniem Ewangelii oraz przygotowaniem osób z wioski do sakramentów, gdyż część wiosek jest tak oddalona, iż kapłan dopływa tam tylko kilka razy do roku. Prowadzenie warsztatów sprawia mi dużo przyjemności i jest swojego rodzaju przyspieszonym kursem poznawania społeczeństwa, ich upodobań, wartości i światopoglądu. 

 
Fascynująca dla mnie dziś była możliwość przysłuchiwania się osobom dzielącym się swym doświadczeniem, i tym jak w tych wioskach wyraźnie zaznaczona jest rola żeńska i męska. Bardzo proszę tu osoby o feministycznych preferencjach do nieodbierania tego jako czegoś złego, jest to po prostu inne. Struktura wioski, rodziny jest tu bardzo różna. Jak jeden z panów podzielił się, iż lubi robić łuki i inne narzędzia do polowania czy łowienia ryb, poczułam się jakby ktoś uchylał mi rąbka innego świata. Nasz Zachodni świat tak przesiąknięty zabawą, prawem do szczęścia, czasu wolnego, siłowni, kultu ciał i samorealizacji. A tu część osób zna może kilka wiosek, a nieliczni byli w większym mieście. Ich świat ogranicza się do wąskiego pola poza domem, codziennego gotowania, sprzątania i uprawy roli. Przestałam już starać się tłumaczyć i dookreślać tym ludziom co znaczy, że coś sprawia im przyjemność, gdy matki piszą mi, że sprawia im przyjemność gotowanie czy szycie, lub sprzątanie. Może właśnie tak jest ich! Świat i struktura tak inaczej zbudowana, oparta na innych filarach, może właśnie czysty dom i dobrze ugotowany obiad jest porównywalny do naszych ładnie zrobionych paznokci i zajęć w centrum fitnessu.
Nie mówię, że Zachód totalnie się pogubił, ale patrząc jak żyje tu część osób to aż ciśnie się na usta: Prostoto życia, gdzie jesteś?



czwartek, 7 lipca 2016

La gente esta muy loca

Dni lecą bardzo szybko między warsztatami, spotkaniami i zawożeniem chłopaków na terapię czas wymyka mi się z rąk. Chyba wiele osób czujących wewnętrzny zamęt, brak wsparcia i udało się po pomoc do psychologa czy psychiatry zaczęło stawiać sobie pytanie o to czy nie jest chory/chora psychicznie. Ja problem zdrowia psychicznego, który jest tak stygmatyzowany, widzę jak problem zdrowotny jakiejkolwiek innej części ciała. Czy stygmatyzuje się osobę chorą na grypę, na raka czy na kamicę nerkową? Czy myślimy źle o kimś kogo dopadł katar, angina, czy ostre zapalenie płuc? No więc dlaczego tak łatwo nam przychodzi oceniać czy etykietować osoby zmagające się ze swoimi emocjami i przeżywaniem. 

Przy szpitalu regionalnym w Iquitos uruchomiono “Dom dla nastolatka” takie centrum, które ma dotacje na terapię osób uzależnionych. W pakiet wliczonych jest 10sesji indywidualnych, konsultacje z psychiatrą, terapia grupowa i wizyta z położną, która robi badania w razie ewentualnych chorób.

Od nas załapała się 4nastolatków i choć jeszcze nie są uzależnieni ale ze względu na okolicę w jakiej żyją i znajomych, istnieje wysokie ryzyko. Dodatkowo, każda z tych osób ma trudną sytuację domową, brak ojca, nieobecna lub nieodpowiedzialna matka, brak środków do życia, a co dopiero poczucia bezpieczeństwa.
Jeden z chłopaków właśnie zagadnął mnie trochę nieswój czy skoro mowa jest o Zdrowiu Psychicznym(nazwa na ich kartach pacjenta) to znaczy, że oni są wariatami. Bardzo szkoda mi się go zrobiło i wtedy właśnie nawiązałam do tych chorób ciała.
Po rozmowie z prowadzącym ich psychologiem dowiedziałam się dlaczego wyszło rozporządzenie zakazujące wszelkie formy prac grupowych, które były zlecane przez nauczycieli jako praca domowa. Okazało się, że te prace grupowe były tak “owocne”, że były powodem wielu ciąż i konsumpcji alkoholu i narkotyków. Dzieciaki pod nieobecność rodziców w domach robiły wszystko tylko nie to co do ich obowiązku należało.



Ps.Historia z poczekalni u psychologa…..
Matka syna jąkającego się: Nie on się jąka, ale nie jest chory psychicznie. To jest zdrowy chłopak i nic mu nie dolega, no może oprócz tego, że strasznie kłamie. NO cały czas kłamie. Kłamanie to musi być dziedziczne bo jego dziadek był taki sam. Też był takim kłamczuchem.




poniedziałek, 4 lipca 2016

Świadectwo nawrócenia taksówkarza

Pierwsze niesamowite spotkanie po przylocie do Limy.
Jest ranek 7:10, przyjeżdża mój taksówkarz 30min przed czasem, a w Peru to ewenement. Pan zabiera mnie na lotnisko na lot do Iquitos. Zagaja miło rozmowę, opowiadam mu o celu mojej podróży, o wolontariacie misyjnym. Javier włącza radio z piosenkami uwielbieniowymi.
Bardzo lubię “canciones de alabanza” polecam np Marcela Grande- Supe que me amabas(zrozumiałam, że mnie kochasz). Upewniam się czy dobrze z melodii wyczuwam, że to ten rodzaj muzyki bo nie słyszę słów, Javier potwierdza i zaczyna opowiadać mi o swoim niedawnym nawróceniu.
Opowiada o tym jak pomimo tego, iż chodził z mamą do kościoła protestanckiego jako dziecko nie wierzył, a koncepcja Boga wydawała mu się jakaś trudna do pojęcia i nie interesowała go. Słyszał jednak i obserwował zmiany jakie zaszły w życiu jego 18letniego syna, który się nawrócił. Chcąc pomóc swojemu wujkowi, który miał dość smutną historię życia namówił go na wspólny wyjazd, rekolekcje tylko dla mężczyzn. Pomimo tego, iż wtedy sam do końca nie był przekonany do tej idei, pomoc wujkowi była dla niego priorytetem. Matka Javiera powiedziała mu, żeby był przygotowany na nieoczekiwane wypadki i przeciwności, które będą pojawiać się na drodze aby zniechęcić go do wyjazdu. Przekonał się o tym gdy m.in. zepsuła mu się część w samochodzie, której wymiana kosztowała 500soli (około 500zł) i gdy bił się z myślami wiedząc, że wyjazd wypada w weekend co dla tutejszego taksówkarza jest głównym dorobkiem.
No nic, stawiając czoła wszelkim przeciwnością dotarli na rekolekcje. Łącznie brało w nich udział 180mężczyzn.Wielkim zaskoczeniem dla Javiera był sposób prowadzenia i zwracanie uwagi pastorów na ich dzieciństwo, rany jakie zostały zadane im jako dzieciom czy nadużycia, których ktoś się na nich dopuścił. Obserwowanie zmiany u mężczyzny, który na początku rekolekcji stał ze skrzyżowanymi rękami nie odpowiadając ani nie biorąc udziału we wspólnym śpiewie pieśni uwielbienia, było dla samego Javiera świadectwem. Pastorzy poprosili osoby, które wątpiły w to co się tu działo na sam przód i ów mężczyzna również wyszedł. Po jakimś czasie pomału widać było jak zaczyna się w nim coś zmieniać, podnosi ręce w geście uwielbienia, aż w końcu padł na kolana płacząc jak dziecko, otwierając się przed Bogiem.
Pastorzy poświęcali wiele uwagi relacjom rodzinnym, tym czy doświadczyli miłości w rodzinie, bo przekłada się to na uwierzenie, że naprawdę Bóg jest Miłością i chce naszego dobra. Zwracali tez uwagę na sferę seksualną i jej duże znaczenie dla życia jednostki i rodziny. 
Javier wyznał mi, że dopiero na tych rekolekcjach pierwszy raz wyznał, iż jako dziecko jeden z jego wujków próbował go zgwałcić. Mówiąc to łzy płynęły mu po policzkach(a ja martwiłam się żeby Św. Krzysztof czuwał nad naszą drogą na lotnisko. Nosił tą ranę i poczucie wstydu całymi latami i dopiero na rekolekcjach po raz pierwszy powiedział o tym głośno. Potem gdy miał już rodzinę namawiał żonę do aborcji ich pierworodnego syna (który przysłużył się do jego powrotu do Boga), życie i przyjście na świat syna zawdzięcza właśnie wujowi, którego przywiózł na rekolekcję, gdyż odwiódł go od tego pomysłu. Dopuścił się też zdrady swojej żony z jej siostrą. Dopiero te rekolekcje uzmysłowiły mu ogrom ran, których zaznał ale i które wyrządził innym, ale też zmotywowały go do budowania piękniejszego życia na Bogu i prostowania ścieżek swojego życia.
Jeżeli chodzi o nawrócenie jego syna to po jednych z rekolekcji, na które namówiła go znajoma ze studiów, wrócił odmieniony.  Wyznał rodzicom, że problem i brak motywacji do studiowania jest spowodowany jego uzależnieniem od gier komputerowych- przeprosił tez rodziców za marnotrawienie pieniędzy jakie oni wydawali na jego edukację. Następną w kolejności do nawrócenia była mama, której nie trzeba było długo namawiać na rekolekcje, z których ona również wróciła jakby odmieniona. I jak już wyżej pisałam ostatnim w kolejności był Javier. 


Słuchając historii Javiera pojawiły się we mnie słowa Matki Teresy z Kalkuty, która w rozmowie z dziennikarzem powiedziała, że aktualnie najważniejszą rzeczą na świecie jest ich rozmowa. Ja poniekąd miałam takie wrażenie, niestety lęk przed spóźnieniem się na samolot wyrywał mnie z bycia na 100% obecną w tej rozmowie. Byłam mu bardzo wdzięczna, że zechciał zaprosić mnie i opowiedzieć mi swoją historię- jak sam powiedział ma potrzebę dzielenia się tym z ludźmi czego doświadczył od Boga.


Jak to cudownie pokazuje, że Pan Bóg z rokiem Miłosierdzia nie ogranicza się tylko do kościoła katolickiego. Każdy człowiek- każda dusza jest dla niego na wagę złota. A miłość i godność jaką On nadaje człowiekowi, żaden inny człowiek nie może nam dać. Czy to 18latek, czy 40letni Javier czy jego 70letni wujek- Bóg zawsze nie zważywszy na wiek, sytuację czy popełnione przez nas grzechy zawsze nas szuka i chcę obdarzyć nas swoją miłością. Tak de facto on nas nią zawsze i bezwarunkowo obdarowuje, to my często tego niedostrzegany lub nie chcemy przyjąć, szukając miłości wszędzie tylko nie u Źródła.