Pierwsze
warsztaty z mami z comedru już mam za sobą. Spotkanie miało
bardziej wymiar integracyjny, wzajemnego poznawania się, nabrania
zaufania do siebie wzajemnie i do mnie. Mamy częściowo mnie znały,
z niektórymi bliżej współpracowałam w zeszłym roku, więc było
to dla mnie dużym ułatwieniem. Wiele też sama się nauczyłam i
ten warsztat pokazał mi rzeczy nie tylko o nich ale i mnie samej.
Ktoś
kto przyjeżdża z danymi informacjami, wiedzą, edukacją etc. musi
skonfrontować się z tutejszymi realiami, inną emocjonalnością,
historią, strukturą rodzinną. Żeby móc lepiej się porozumiewać
trzeba umieć wejść w życie tutejszych ludzi. Obserwować i pytać
to kluczowe, umiejętność słuchania jest tu na wagę złota. Bo
pięknie mówić to ja sobie mogę tyle, że co z tego jeśli to
odbija się jak groch o ścianę bo to co chciałabym przekazać ma
się nijak do tej rzeczywistości. Tych kobiet cały świat to dom,
pranie, gotowanie, szycie, czasami jakaś praca zarobkowa no i
oczywiście dzieci. Nikt ich nie pyta co lubią, co sprawia im
przyjemność, jakie mają lub miały marzenia. Pytanie o marzenia
musi tu być chyba dość abstrakcyjne, gdyż po tym jak zapytałam
jedną dziewczynę o jej marzenia (sueño= znaczy marzenie lub sen) to zaczęła mi opowiadać co jej sie ostatnio śni, pomimo tego że
forma w jakiej zadałam pytanie jasno pokazywała, iż chodzi mi o
marzenia,pragnienia.
Cieszyłam
się po warsztatach gdyż wiele mam zaczęło je bardzo zmęczone, z
bólem głowy, myślące o swoich problemach, a po warsztacie
wszystkie się uśmiechały, a te skarżące się wcześniej na bóle
powiedziały, że czują się dobrze.
Jeżeli
chodzi o mnie to chodząc między grupkami opracowującymi odpowiedzi
na pytania, dzięki którym łatwiej będzie mi poznać ich potrzeby,
słyszałam jak mówiły o swoich skrajnych problemach finansowych.
Stojąc tak i słuchając, jak jedna z matek mówiła, że ma tak
mało pieniędzy, że nawet nie zastanawia się nad innymi wydatkami
bo na ubrania nawet nie ma, tylko żeby przez tydzień miała za co
wykarmić swoje siedmioro dzieci. Ja stojąc tam w nowej koszulce i spodniach,
które może nie były drogie, ale przy zakupie których nie
zastanowiłam się nawet dwa razy czy mogę sobie na ten wydatek
pozwolić, poczułam jak wielka przepaść nas dzieli. Mój świat
jest tak różny od ich świata, choć do niego przychodzę, żeby z
nimi po przebywać. Poczułam też jak wielkiej pokory i zasłuchania
w drugiego człowieka wymaga taki rodzaj pracy. Jakie prawo mam mówić
jak lepiej żyć. Tu naprawdę schodzą się drogi duchowa z
psychologiczną. Duchowa powie, iż ja jako człowiek jestem zbyt
słaba aby sama z siebie nieść pomoc, powinnam stać się
przeźroczysta i wskazywać i prowadzić do Jezusa bo tylko On jest
odpowiedzią na każdy problem, ranę i smutek. Psychologiczna
ścieżka by powiedziała, iż również zamiast narzucać co dana
osoba ma zrobić, aby dobrze pomagać należy być towarzyszem
który ukierunkowuje i pomaga innym wypracowanie narzędzi aby potem
samemu niezależnie można było stanąć na nogi.
Wydaje
mi się, że synteza tych dwóch podejść jest tu najlepszym
rozwiązaniem... gdzie zasłuchanie i pokora jest jednym z najważniejszych przymiotów.