piątek, 9 października 2015

Powrót do Polskiej i to co w sercu mi gra

Ciężko mi było się zebrać do napisania. Od mojego powrotu z Peru minęły prawie 2tygodnie, a ja prawie od razu wpadłam w wir pracy i studiów. Chciałam jednak podsumować i podzielić się tym co przeżyłam i co ze sobą zabrałam do Polski.
Mój wyjazd na lotnisko o 6rano nie odbył się tak jak planowałam. Dzieci przyszły się ze mną pożegnać i przygotowały mi kronikę ze zdjęciami, rysunkami i listami- najcenniejszy prezent jaki przywiozłam z Iquitos. Już na lotnisku w Limie przeglądając i czytając te listy nie byłam w stanie powstrzymać się od łez. Te 3miesiące, każdy jeden dzień przeżyłam w pełni-nie jestem w stanie tego opisać.
Dla wielu osób takie wyjazdy okazują się być zmieniające życie, wartości, są jakby punktem zwrotnym. Ja siedząc w samolocie zastanawiałam się jak ten pobyt w Iquitos na mnie wpłynie. Na pozór nic się nie zmieniło. Nie przeżyłam szoku wracając do naszej kultury. Jednak stopniowo dzień po dniu, zdając relacje z pobytu i doświadczeń coraz bardziej zaczęłam dostrzegać pewne rzeczy.

Piękno rodziny- coś co przewinęło się w wielu listach dzieci do mnie- życzyli mi dobrych relacji w rodzinie(paradoksalnie coś czego samym im często brak), znaczenie rodziny, więzów rodzinnych, odpowiedzialności za jej członków jest tak różne od naszego tak bardzo zindywidualizowanego świata. Skupieni jesteśmy na własnym szczęściu(czasami za wszelką cenę), karierze i tylko przewija się ja, ja, ja... brak poszerzenia perspektywy czy serca i dostrzeżenia bliskich z naszych rodzin. Wartość, a może właśnie przywrócenie należytej i często dziś spychanej na dalszy plan wagi rodziny i niesamowitego bogactwa i potencjału jaki w niej spoczywa.

Dobroć drugiego człowieka- mówi się, że gdy człowiek traci jeden ze zmysłów inne wyostrzają się. Nie potrafię wytłumaczyć czym jest to spowodowane czy naoglądaniem się wielu rzeczy trudnych, czasami braku wrażliwości innych, na prawdę nie wiem. Od powrotu zaczęłam bardzo mocno dostrzegać nawet najmniejsze przejawy życzliwości czy dobroci drugiego człowieka względem mnie. Jakbym miała to opisać to trochę czuję się tak jakby ktoś wyostrzył moje zmysły właśnie na DOBROĆ, a dzieje się to nieświadomie. Każdy najmniejszy, wydawałoby się nic nieznaczący przejaw daje mi radość i wzbudza wdzięczność za tę osobę.

Siła modlitwy- przez ten czas, kiedy czasami doskwierała mi samotność lub zmęczenie ta pewność, że tyle osób modli się za mnie dodawało mi sił i odwagi. Informacje, które do mnie dochodziły o osobach, które zapewniają mnie o modlitwie choć wiedzą, że ich nie znam było dla mnie czymś niesamowitym. Doświadczyłam Kościoła jako rodziny, wspólnoty mającej wymiar duchowy. Czułam, że przez ten cały czas jestem pod bezpiecznym parasolem Pana Boga. Nie znalazłam się w żadnej niebezpiecznej sytuacji, nie zachorowałam i wszystkie plany realizowane były bez komplikacji. Miałam poczucie, że zawdzięczam to właśnie modlitwie wstawienniczej. Modlitwa i błogosławieństwo tak liczne, które wciąż towarzyszyło mi przez ten czas były przeze mnie odczuwalne. Jestem bardzo wdzięczna tym wszystkim, którzy się za mnie modlili i polecam WAS w modlitwie Panu Bogu.



...a co do moich dzieci, noszę je w sercu. Te wszystkie wspólnie spędzone chwile, te smutne, te radosne i mam na dzień dzisiejszy jedno pragnienie- wrócić do Iquitos i kontynuować pracę z dziećmi, ich mamami, bo Miłosierne Serce Jezusa bije właśnie w dżungli amazońskiej zapraszając ....
powtarzając słowa piosenki:
"wiele jest serc, które czekają na Ewangelię
wiele jest serc, które czekają wciąż."


6rano- pożegnanie z rannymi ptaszkami :)