czwartek, 30 czerwca 2016

Pierwsze warsztaty z mamami

Pierwsze warsztaty z mami z comedru już mam za sobą. Spotkanie miało bardziej wymiar integracyjny, wzajemnego poznawania się, nabrania zaufania do siebie wzajemnie i do mnie. Mamy częściowo mnie znały, z niektórymi bliżej współpracowałam w zeszłym roku, więc było to dla mnie dużym ułatwieniem. Wiele też sama się nauczyłam i ten warsztat pokazał mi rzeczy nie tylko o nich ale i mnie samej.
Ktoś kto przyjeżdża z danymi informacjami, wiedzą, edukacją etc. musi skonfrontować się z tutejszymi realiami, inną emocjonalnością, historią, strukturą rodzinną. Żeby móc lepiej się porozumiewać trzeba umieć wejść w życie tutejszych ludzi. Obserwować i pytać to kluczowe, umiejętność słuchania jest tu na wagę złota. Bo pięknie mówić to ja sobie mogę tyle, że co z tego jeśli to odbija się jak groch o ścianę bo to co chciałabym przekazać ma się nijak do tej rzeczywistości. Tych kobiet cały świat to dom, pranie, gotowanie, szycie, czasami jakaś praca zarobkowa no i oczywiście dzieci. Nikt ich nie pyta co lubią, co sprawia im przyjemność, jakie mają lub miały marzenia. Pytanie o marzenia musi tu być chyba dość abstrakcyjne, gdyż po tym jak zapytałam jedną dziewczynę o jej marzenia (sueño= znaczy marzenie lub sen) to zaczęła mi opowiadać co jej sie ostatnio śni, pomimo tego że forma w jakiej zadałam pytanie jasno pokazywała, iż chodzi mi o marzenia,pragnienia.

Cieszyłam się po warsztatach gdyż wiele mam zaczęło je bardzo zmęczone, z bólem głowy, myślące o swoich problemach, a po warsztacie wszystkie się uśmiechały, a te skarżące się wcześniej na bóle powiedziały, że czują się dobrze.


Jeżeli chodzi o mnie to chodząc między grupkami opracowującymi odpowiedzi na pytania, dzięki którym łatwiej będzie mi poznać ich potrzeby, słyszałam jak mówiły o swoich skrajnych problemach finansowych. Stojąc tak i słuchając, jak jedna z matek mówiła, że ma tak mało pieniędzy, że nawet nie zastanawia się nad innymi wydatkami bo na ubrania nawet nie ma, tylko żeby przez tydzień miała za co wykarmić swoje siedmioro dzieci. Ja stojąc tam w nowej koszulce i spodniach, które może nie były drogie, ale przy zakupie których nie zastanowiłam się nawet dwa razy czy mogę sobie na ten wydatek pozwolić, poczułam jak wielka przepaść nas dzieli. Mój świat jest tak różny od ich świata, choć do niego przychodzę, żeby z nimi po przebywać. Poczułam też jak wielkiej pokory i zasłuchania w drugiego człowieka wymaga taki rodzaj pracy. Jakie prawo mam mówić jak lepiej żyć. Tu naprawdę schodzą się drogi duchowa z psychologiczną. Duchowa powie, iż ja jako człowiek jestem zbyt słaba aby sama z siebie nieść pomoc, powinnam stać się przeźroczysta i wskazywać i prowadzić do Jezusa bo tylko On jest odpowiedzią na każdy problem, ranę i smutek. Psychologiczna ścieżka by powiedziała, iż również zamiast narzucać co dana osoba ma zrobić, aby dobrze pomagać należy być towarzyszem który ukierunkowuje i pomaga innym wypracowanie narzędzi aby potem samemu niezależnie można było stanąć na nogi.
Wydaje mi się, że synteza tych dwóch podejść jest tu najlepszym rozwiązaniem... gdzie zasłuchanie i pokora jest jednym z najważniejszych przymiotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz