Jakiś
czas temu przeczytałam, że skład chemiczny łez, gdy płaczemy ze smutku różni
się od tych uronionych przy innej okazji np. od wiatru, czy cebuli.
Jakiś
czas temu przeprowadziłam z dziewczynami warsztat o trudnej tematyce między
innymi poruczyłyśmy temat różnych rodzajów przemocy. Dziewczyny słuchały z
uwagą i dzieliły się swoimi historiami lub osób im znanych. A mi zwilżyły się
oczy. Jedna z nich zapytała mnie, dlaczego mam jakieś takie inne oczy. Cała uwaga momentalnie skupiła się na mnie- a
ja stanęłam przed dylematem, co powiedzieć. Jeszcze kilka lat wstecz w życiu
nie uroniłabym łzy publicznie… cóż zmieniamy się, a ja staję się widać bardziej
ludzka ;) Nie kryłam czy nie udawałam,
że nic mi nie jest. Powiedziałam, że rzeczy i historie, którymi się dzielą są
bardzo przykre, a ja będąc osobą odczuwającą nie mogę zostać nieporuszona
słysząc to. Oczywiście przy tym popłynęło mi kilka łez. Niesamowite jest to, że
czasami tak bardzo boimy się okazać uczucia, żeby nie stać się podatnymi na
zranienia czy wykorzystanie, ale zarazem budujemy mur niedostępności. Ja
odkrywam tu cudowność relacji i bliskości, która właśnie rodzi się z prostoty
przeżywania, szczerego wyznania, które buduje mosty i zbliża ludzi. Pomimo
tego, że ten warsztat był naprawdę ciężki coś się zmieniło, panowała wymowna
cisza, a dzień później dziewczyny, które podchodziły do mnie do tej pory z dystansem,
bardzo się do mnie zbliżyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz