czwartek, 30 lipca 2015

3dniowe "viaje misionero" do osady Amazonas

Ostatnie 3dni spędziłam w Naucie i Amazonas na wyjeździe misyjnym z młodymi i już nie tak młodymi z vicariato Iquitos. Na wyjazd misyjny pojechałam z jedną z dziewczyn pomagających w comedorze i 4 nastolatków od nas Jose, Jean Paul, Araceli i Maria Isabel. Choć jak dla mnie to pod względem organizacji to była klapa, to jednak nieocenione jest poświęcenie osób i chęć wyjazdu do osad, do których trzeba dopłynąć 20min od większego miasta- Nauta.
Siostra (widoczna na zdjęciu w szarej koszulce) przygotowywała nas do tej biedy, którą mieliśmy zobaczyć. Mówiła, żeby podchodzić z dużym wyczuciem i szacunkiem do mieszkańców oraz żeby jeść wszystko co nam dadzą. Pierwsza myśl jaka mi się pojawiła słuchając tych instrukcji było to, że dzieci które ze sobą przywiozłam żyją właśnie w skrajnej biedzie, a dom Marii Isabel i Araceli wyglądał gorzej niż niejeden z wioski Amazonas.
Mnie najbardziej dotykał widok małych dzieci ewidentnie chorych, z dużymi wydętymi brzuchami od robaków czy infekcją spojówek.
Oczywiście mój kolor skóry i oczu bardzo je fascynował i przychodziły mnie dotykać czy zagadywać. Chciały wyciągnąć ode mnie okulary i różaniec na palec- po odmowie, zmieniły taktykę i prosiły o misia lub lalkę.

 Śniadanie w Naucie, Pani w wiadrze kończy przygotowywać "CHAPO". Filozofii wielkiej w tym nie ma w dużej ilości wody gotuje się banany, które się rozpadają, czasami dodaje się mleko i cukier. Ja banany mogę jeść w każdej postaci więc mi to bardzo smakowało... podziękowałam natomiast za gotowane jajo do tego z chlebem, jakoś mi to nie pasowało.

 Przywitanie z mieszkańcami Amazonas

 Zajęcia przygotowane dla dzieci przez młodych animatorów z parafii w Iquitos

 Nasza jadalnia, jedzenie przygotowywały Panie z wioski poświęcając nam swój czas. Ja osobiście wolałam nie pytać czy wszystkie Panie umyły ręce przed zabraniem się do gotowania. Wysoka temperatura zabija wszelkie zarazki ;)
Ryba (palometa) i banan(zielony, niesłodki) na powyższym zdjęciu oraz yuca to główne źródła dochodów mieszkańców Amazonas.


 Ks.Adler przygotowujący się do Mszy Św. przed szkołą. W tej osadzie nie było kościoła ani kaplicy katolickiej. Jedynie kaplica/kościół ewangelicki (drewniana buda).
Pan po prawej stronie był lekko wypity i bardzo nalegał, żebym zabrała go ze sobą do Polski.
Pomimo egipskich ciemności była zaledwie 19:00. Wioska nie ma światła są tylko generatory w poszczególnych domach.


 "Quebrada" strumienie tworzące czasem naturalne baseny i miejsca do pływania.
Poniżej nasza wielka wyprawa i poświęcenie Marii Isabel, żeby wypełnić to kilku-dziesięciolitrowe wiadro wodą. Przypłaciła to rozerwanym klapkiem.
Istniały 3 możliwości kąpieli:
a- bezpośrednio w powyższym jeziorku o kolorze czekolady mlecznej
b- zatarganie baniaka do łazienki przy szkole gdzie spaliśmy i tam wykąpanie się
c- (o czym nie wiedziałyśmy jak zabrałyśmy się za targanie ciężkiego wiadra) użycie do kąpieli wody z deszczówki zbieranej do dużej cysterny.
Opcja "c" była najczystsza


 Ostatnie zajęcia z dziećmi z osady Amazonas. Nasz wyjazd nie kolidował z zajęciami w szkole bo mają one tygodniową lub 2tygodniową przerwę. Nasz wyjazd przypadał na 28lipca czyli "Fiestas Patrias"- obchody święta niepodległości. W Iquitos i każdym większym miasteczku czy mieście organizowana jest coroczna defilada przy dźwiękach orkiestry.







Pożegnanie. Widok z łodzi. Dłuższa i widoczna pamiątka pobytu to całe pogryzione nogi przez komary, zancudo(z rodziny komarowatych ale gorsze efekty) i insango maleńki niewidoczny insekt zostawia na szczęście nieswędzące zaróżowione plamki.

Jak dla mnie to był najwspanialszy dzień ostatniego miesiąca pod względem widoków, natury i ciszy tam panującej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz